odchudzicsie
Sprzęt jest legalny, kupiony po prostu w kraju gdzie jest dużo taniej np. w Niemczech lub w Angli czyli w UE. Jest to zadziwiajace bo niektóre klocki można tam kupić w normalnych sklepach (niekoniecznie na wyprzedażach ) w cenach z vat o 30 do 50% taniej niż u naszych dystrybutorów którzy sprawiaja wrażenie jakby nie zdawali sobie sprawy ze istnieje konkurencja. Trwają przy swoich niebotycznych cenach w których jest zawarta wysoka marża wychodząc chyba z zupełnie błednego założenia że lepiej jest sprzedać jednemu klientowi drogo niż dziesieciu taniej. Podobno mają wysokie koszty działalności zwiazane dużymi cenami utrzymania sklepu np. w centrum Warszawy czy też koniecznością zatrudnienia wykwalifikowanego personelu. Przypuszczam że koszt wynajmu lokalu w centrum Berlina czy Londynu jest jeszcze większy a zarobki pracowników są znacznie wyższe. Nic zatem dziwnego ze są ludzie przywoża dla siebie sprzet z zagranicy a niektórzy sprzedają go taniej np w alegro. Sądzę ze Ci którzy sprzedają są w wiekszości solidni i zapewniają gwarancję serwisową . Zorganizowanie tego nie jest wcale takie trudne. Wystarczy dogadać sie z prywatnym punktem serwisowym który taka gwarancje poświadczy i bedzie realizować ewentualne naprawy. Przy małej usterkowości,bo jest to sprzęt nowy, koszt zapewnienia takiego serwisu jest niewielki zważywszy że rezerwa cenowa jest spora. Na takiej samej zasadzie działają serwisy naszych polskich dystrybutorów, którzy ponadto licza sobie super słono za naprawy pogwarancyjne. Z małymi wyjatkami nie sa to serwisy danej marki powołane przez producenta ale właśnie takie organizowane przez dystyrybutora. Sam mam kilka klocków kupionych w Anglii za 50% tego co musiałbym zapłacić w warszawskich sklepach i nie ma z nimi żadnych problemów. Mam nadzieję że nasi sprzedawcy ockną sie w końcu zaczną myśleć zgodnie z zasadami ekonomii. Myślę że skończyły sie ( na nasze szczęście ) 90 -100% marże handlowe. Zamiast mówić o "nielegalnym imporcie" zastanowówcie się panowie spece od audio nad zredukowaniem własnych kosztów i trochę mniej pazerności.
SKAD WY SIE BIERZECIE
Takiego stada amatorow jeszcze nie widzialem. Domorosli "inwestorzy", ktorzy inwestuja za posrednictwem TFI, kupili na gorce, a teraz zaklinaja wzrosty.
Myslicie, ze gielda moze tylko rosnac ? Popaprani jestescie czy co ? Spojrzcie na wykres naszych indeksow poczynajac od 1999. Jest hiperbola, jakich tylko kilka mozna znalezc na swiecie (rynki wschodzace). Z kazdej hiperboli robi sie zjezdzalnia. Co wy, patalachy, rozowe okulary nosicie czy co ? Chcecie zeby gielda urosla 500 razy skoro indeksy wzrosly 6-krotnie od dna poprzedniej bessy ? 500-600% wzrostu indeksu w przeciagu 5 lat to malo ? Cuda to w Fatimie trzeba ogladac, na gieldzie sie nie zdarza. Takiego natloku zlych wiesci jakie plyna ze Stanow od lutego 2007 nie bylo od poczatku poprzedniej bessy. Ilu z was czyta Bloomberga, Reutersa ? Moze prostego angielskiego nie znacie ? Macie pojecie ile funduszy hedgingowych padlo w ostatnich miesiacach ? Macie pojecie o zwolnieniach w branzy finansowej ? O problemach z plynnoscia na rynku miedzybankowym ? O anonimowych, miliardowych pozyczkach o karnym oprocentowaniu udzielanych przez ECB oraz Bank Anglii overnight celem ratowania zagrozonych bankow ? O rekordowym spadku liczby sprzedanych nieruchomosci ? O wyprzedazach developerow ? Spojrzcie na notowania najwiekszych swiatowych bankow, to jest uznanie inwestorow ? Wraz ze spadkiem wartosci nieruchomosci spadna zdolnosci kredytowe nabywcow (spadek wartosci zabezpieczen hipotecznych), padna budzety gospodarstw domowych, siadzie konsumpcja, ludzie zaczna chowac do skarpety ? A wy co, z ksiezyca sie urwaliscie, kosmonauci od 7 bolesci ? Lapacze spadajacych nozy ? Bedzie zdrowa korekta, indeksy wroca do trendu liniowego z formacji hiperboli, a najwieksi twardziele z was jeszcze za kilka lat beda dostawac drgawek na dzwiek slowa GIELDA. Btw, HIENA to przezabawne okreslenie, prawie jak KRWIOPIJCY w odniesieniu do pracodawcow. Zapamietajcie sobie - gielda to konfrontacja sprytu i inteligencji, gielda nie jest po to, zeby wam - amatorom rozdawac pieniadze. Mnie i mi podobnych bessa ani parzy ani ziebi, z rynku kasowego przeskakujemy na rynek instrumentow pochodnych. Z bykow stajemy sie misiami. I zarabia sie dalej. Jak potraficie byc tylko bykami (a raczej cielakami) inwestujac za posrednictwem TFI, to znaczy ze jestescie w polowie wybrakowani.
~Grabaz, 30.09.2007 16:33
link do dyskusji
http://biznes.onet.pl/1,12,8,35104991,9 ... orum2.html
Zła wiadomość dla Polaków pracujących na Wyspach, którzy co miesiąc wysyłają pieniądze swoim rodzinom. Centralny Bank Anglii obniżył wczoraj stopy procentowe o 0,25 pkt proc. - z 5,50 do 5,25 proc. Spowoduje to bez wątpienia dalsze osłabienie funta, który już jest na rekordowo tani - kosztuje 4,80 zł. A to oznacza, że wartość zarabianych w Wielkiej Brytanii pieniędzy drastycznie spada.
Polak, który na początku ubiegłego roku dostawał w Anglii równowartość 5,9 tys. zł miesięcznie, dzisiaj zarabia zaledwie 4,8 tys. zł - wylicza Grzegorz Jaworski, analityk z firmy doradczej Euro Consulting & Management. To oznacza, że rodzinie, którą ma w Polsce, będzie mógł przysłać mniej pieniędzy - dodaje.
Co gorsza, prawdopodobnie nie jest to ostatnia obniżka stóp procentowych w Wielkiej Brytanii w tym roku. Możemy spodziewać się jeszcze dwóch, a nawet trzech. Za każdym razem o 0,25 pkt proc. Zdaniem analityków z ECM pociągnie to funta do poziomu 4,70 zł na koniec roku (jeśli w tym czasie nie osłabi się złoty). Brytyjczycy najbardziej spośród wszystkich krajów Europy są narażeni na skutki kryzysu w Stanach Zjednoczonych. Obniżkami stóp chcą je zminimalizować - podkreśla Grzegorz Jaworski.
Na drastyczne obniżki stóp decyduje się także bank centralny w USA, który od początku roku obciął je o 1,25 pkt proc. do poziomu 3 proc. A to z kolei powoduje spadek wartości dolara i jednocześnie oszczędności, które Polacy mają zgromadzone w amerykańskiej walucie.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mocny złoty powoduje bowiem, że bardzo korzystny może okazać się dla nas chociażby turystyczny wyjazd do Wielkiej Brytanii. Warto teraz pomyśleć np. o kursie językowym dla dziecka. Podczas gdy jeszcze rok temu za dwa tygodnie szkolenia w Londynie trzeba było zapłacić 2,8 tys. zł, to dzisiaj będzie to kosztować nawet 400-500 zł mniej. Skorzystają także osoby, które wybiorą się na zakupy do odzieżowych sklepów w Wielkiej Brytanii. Nie dość, że funt tanieje, to jeszcze do końca lutego potrwają tam wyprzedaże, dzięki którym klienci kupią ubrania po bardzo korzystnych cenach. Osoby, które dysponują grubszym portfelem, mogą rozważyć kupno domu na Wyspach. Szacuje się, że w wyniku kryzysu na rynku nieruchomości średnie ceny domów w Wielkiej spadają od trzech miesięcy o ok. 120 funtów dziennie.
Jeżeli rozważasz zakup sprzętu elektronicznego po korzystnej cenie, wciąż bezkonkurencyjne pod tym względem są zakupy w dolarach. Laptopa Toshiba, który w Polsce kosztuje 4 tys. zł, znajdziemy na platformie aukcyjnej eBay za 600 dol. (1474 zł). Doliczając koszty transportu (ok. 250 zł), zostanie nam w kieszeni ponad 2 tys. zł.
W dolarach rozliczanych jest także wiele wyjazdów zagranicznych, np. na Dominikanę czy Kubę, a to oznacza bardzo tanie wakacje.
Tak dobre okazje do zakupów mogą się jednak skończyć w przyszłym roku, gdy złoty zacznie się osłabiać
Jak dla mnie może być - im tańszy funt, tym bardziej się (teraz) cieszę... Zobaczymy, jak będzie w wakacje
" />
">Co do USA - kraj ten posiada tak olbrzymie rezerwy w samych szlachetnych kruszcach, drogocennych kamieniach, dziełach sztuki i patentach, że nawet całkowita dewaluacja dolara nie zagrozi w żadnym stopniu potędze USA
a jeżeli dolar się załamie (nawet bez wojny - do 2020 3/4 handlu światowego będzie przeprowadzana w Euro) a gospodarka USA padnie to co - może przez kilka lat będą trzymać jakiś poziom dzięki wyprzedaży rezerw ale gospodarki przez to nie odbudują. No i nie wolno zapominać o mentalności amerykanów - wszyscy to imigranci albo potomkowie imigrantów którzy przybyli tylko po to aby lepiej/dostatniej żyć - i tu nagle wyskakuje kryzys zarobki idą w dół, ceny w górę i amerykanin myśli: co ja tutaj robię przecież w Kanadzie/Australii/Europie ludziom żyje się lepiej przecież ja też mogę tam pojechać i mi też będzie żyło się lepiej. Nastąpi masowa emigracja amerykanów (która powoli się zaczyna - już dziś do takiej Anglii, Szwajczarii czy Niemiec sprowadza się sporo amerykanów bo tutaj mają "większe możliwości") co jeszcze bardziej pogłębi recesje i doprowadzi do całkowitego krachu USA.
[ Dodano: Sob Lut 09, 2008 12:29 am ]
">olbrzymia przewaga lotnicza i najsilniejsza marynarka świata żeby w czasie wojny przez długi czas utrzymywać i uzupełniać tak liczną marynarkę i lotnictwo trzeba mieć ogromną bazę surowcową - a USA brakuje ropy i nie tylko.
Zresztą w przypadku zachodu jest spory problem - zachód nie jest w stanie gwałtownie zwiększyć (ani utrzymać) produkcji zaawansowanej technologicznie broni (prosta przyczyna - do produkowania naprawdę wydajnej elektroniki potrzebny jest pewien minerał (kiedyś myślałem że nazywa się kalcyt ale na wykładach z petrografii dowiedziałem się że to jednak nie to) który występuje bardzo rzadko: istnieją tylko 3 duże złoża tego minerału (1 Syberia - poza zasięgiem NATO w razie konfliktu , 2 Afryka a dokładniej środkowa Afryka a jeszcze dokładniej Kongo lub Nigeria (nie wiem dokładnie) w każdym razie zbyt niestabilny region żeby szeroko wydobywać 3 Antarktyda - wydobycie niemożliwe). Tak więc gdyby USA szeroko użyło swoich "inteligentnych" bomb i innych cudów techniki szybko by im się skończyły więc musieliby używać bardziej konwencjonalnego uzbrojenia co wymusiłoby bardziej masowe operacje a to doprowadziłoby do ogromnego wzrostu zużycia paliwa - a tego amerykanie mają mało, zważywszy że muszą przeznaczać ogromne ilości na rynek cywilny. A więc sam widzisz że zachód nie bardzo wytrzymałby dłuższą konfrontację,
[ Dodano: Sob Lut 09, 2008 12:37 am ]
">Ciekawe za co uruchomią tą produkcje zbrojeniową
w państwach komunistycznych (Chiny nie są aż tak wolnorynkowe żeby nie móc wrócić szybko do gospodarki komunistycznej) pieniądz nie jest problemem - problemem jest surowiec. Chiny stali mają pod dostatkiem brakuje natomiast surowców energetycznych - zwłaszcza węgla i ropy, ale w przypadku wojny z zachodem na pewno znajdzie się jakiś miły bliskowschodni partner który sprzeda te surowce po okazyjnej cenie
[ Dodano: Sob Lut 09, 2008 12:52 am ]
">Rezerwy dwóch tych pierwszych krajów nie stanowiły nawet 10% tego co mają stany w samym złocie
to co USA ma w złocie to rzeczywiście rezerwy ale nie należą one do amerykanów lecz głownie do bogatych państw (głównie azjatyckich i afrykańskich) których sytuacja wewnętrzna jest niepewna i które zdecydowały się pozostawić swoje rezerwy w bezpiecznym miejscu. Po za tym Ameryka(zresztą nie tylko ona) trudni się czymś co można nazwać "międzypaństwową bankowością" - np: jakieś państwo wpłaca do USA pokaźną kwotę (w złocie, na wypadek inflacji i gwałtownego spadku wartości dolara- amerykanie inwestują to we własną gospodarkę i po paru latach oddają wraz z procentem daną kwotę oczywiście zostawiając nadwyżkę zysków sobie (o korzyściach wynikających z inwestycji nie wspomnę). Tak więc naprawdę duża część tych "rezerw" jest tylko tymczasowa i tak na prawdę nie należy do USA.
Jeżeli już porównujesz rezerwy złota w kilku różnych epokach to pamiętaj o tym, że złoto dawniej miało o wiele większą wartość. Po zsumowaniu może się okazać, że zamiast twoich 10% wyszło 60% a może i więcej...