odchudzicsie
No, no, Szasza nieźle pojechał po naszych monarchach. Nie będę tutaj odnosił się do poszczególnych przykładów, ale chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz, a mianowicie, że największą bolączką wszystkich władców Polski był brak pieniędzy, a im dalej, tym gorzej. Warto zwrócić uwagę, że za czasów Kazimierza Jagiellończyka dochody skarbca królewskiego wahały się w granicach 50-70 tys. dukatów, gdy w tym samym czasie elektor brandenburski ze swojego o wiele mniejszego władztwa wyciągał regularnie 100 tysięcy dukatów, a Maciej Korwin aż 800 tysięcy! Później wcale nie było lepiej, bo gdy Henryk Walezy (a następnie Zygmunt III) przybył na Wawel, od razu służba zaczęła ich nachodzić o zaległe wynagrodzenie i pobory, a wierzyciele Zygmunta Augusta dopraszać się o zwrot jego długów. Szlachta niechętnie sięgała do sakiewki, a jeśli już to było to tylko w razie wielkiej potrzeby. A prowadzenie wielkiej polityki wymaga przecież wielkich środków pieniężnych. Polska polityka była niczym wielka improwizacja. Słabość skarbu ograniczała skuteczność posunięć zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wewnętrznej. Król mając do dyspozycji tak skromne zasoby nigdy nie wiedział, czy szlachta poprze jego projekty i sypnie groszem, czy też będzie trzeba uciekać się do podstępu, a może nawet błagania o pieniądze. Dopóki sejmy jako tako dochodziły do szczęśliwego końca to dało się jakoś działać, ale gdy sejmy zaczęto rwać, król zostawał bez pieniędzy. A przecież Polska musiała działać na wielu frontach, wynika to przecież z ówczesnego kształtu terytorialnego państwa. Wydaje mi się, że można zaryzykować stwierdzenie, że nasi królowie mogli jako tako aktywnie działać jedynie na jednym kierunku, a na pozostałych ograniczano działalność do minimum.
Słabość skarbu królewskiego wynikała oczywiście z ustroju państwa. W Polsce żaden z monarchów nie przeprowadził skutecznej reformy finansów publicznych, a pod pojęciem "skutecznej" mam na myśli taką, która zapewniłaby przyzwoite dochody do skarbca królewskiego, na miarę rozmiarów państwa. To co osiągnął na tym polu Kazimierz Wielki po jego śmierci szybko się rozpadło. Pierwsi Jagiellonowie wyrwani z Litwy, której ustrój finansowy był wtedy dość podobny do państwa pierwszych Piastów i opierał się głównie na łupach i daninach, nie doceniali tego aspektu rządzenia krajem, a później, gdy ukształtował się już ostatecznie system demokracji szlacheckiej, sprawa została praktycznie pogrzebana, gdyż szlachta wychodziła z założenia, że biedny król jest królem najlepszym. I w ten sposób niektórzy magnaci kresowi paradoksalnie byli nieraz bogatsi od króla Rzeczypospolitej.
"Przeciętność" kolejnych władców wynikała właśnie stąd, że każdy z nich startował praktycznie do zera. Nowy król, to nowe otwarcie, konieczność budowania nowego stronnictwa popierającego jego politykę. Wolna elekcja nie pozwalała budować długoterminowo, tak jak w krajach ościennych, gdzie dynastia miała zagwarantowane prawa do tronu, więc władca nie myślał o tym, jak osadzić syna na tronie, ale w jaki sposób można wzmocnić kraj. Myślę, że nasi monarchowie wcale nie byli mniej wybitni od monarchów z innych krajów europejskich, i że gdyby przyszło im rządzić w inaczej zorganizowanych państwach byliby równie skuteczni. Problem u nas polegała na tym, że państwo położone w środku Europy z tak zdecentralizowanym systemem rządzenia, w obliczu rosnącego absolutyzmu w krajach ościennych, musiał zostać zreformowane, a tymczasem żadna z sił politycznych w kraju nie potrafiła do tego doprowadzić, gdyż w pewnym momencie doszliśmy do punktu w którym interesy szlachty, króla i magnatów były całkowicie sprzeczne, a wobec braku mieszczaństwa jako siły politycznej, nastąpił pas. Magnaci dążyli do utrzymania swojej przewagi w państwie, skłócona szlachta była rozbita między magnaterię a króla, który sam był zbyt słaby, aby przeforsować wzmocnienie swojej władzy.
Ale do czego zmierzam w tym wywodzie. Król rządzi w państwie, bez państwa król rządzić nie może. To oczywiste. Przy ocenianiu poszczególnych monarchów trzeba brać pod uwagę to, w jakich okolicznościach przyszło im rządzić. Niesprawiedliwym wydaje mi się porównywanie osiągnięć polskich monarchów do ich "kolegów po fachu" z zagranicy. Katarzyna Wielka rządziła w oparciu o reformy Piotra Wielkiego, ale ten bazował na dokonaniach swoich poprzedników. Podobnie przecież było w innych krajach. We Francji absolutyzm Ludwika XIV (który sam raczej zbyt wybitnym królem nie był) byłby niemożliwy bez podwali położonych przez Henryka IV, czy też kardynała Richelieu. Tak krawiec kraje, jak mu miary staje i na to warto zwrócić uwagę przy wydawaniu swoich opinii.
A na koniec słowa pełne gorzkiej refleksji wypowiedziane przez Stefana Batorego, którego wielu uważa za jednego z wybitniejszych władców Rzeczypospolitej, pytanego o ewentualne następstwo po nim jednego z jego bratanków:
"Wszedłbym sam w najnędzniejszy czyściec, by mi nie szło o sławę, puściłbym to królestwo, a miałbym na takie jatki synowca dać".