odchudzicsie
W sobote 27/01/2007 około godz.17 leciała w Antyradiufajna piosenka.
Śpiewa mężczyzna, piosenka rockowa, refren brzmi mniej więcej tak:
Jeeeaaa oooo I stil in love Jeeeaaa oooo itd.
Proszę o pomoc!
Monika
Wiem chyba o jaki utwór Ci chodzi jednak nie znam jeszcze tytułu (zaraz pogogluje to znajdę ). Wykonanie jest bardzo zbliżone do stylu gry KISS'ów.
Witam! Kilka razy słyszałem taki pewien kawałek w AR zwykle po 23 sic!!!! To piosenka o tematyce lekko erotycznej śpiewa ją Gadowski ale nie jest to piosenka zespołu IRA na 100%, na pewno Pan Artur udziela się gościnnie. Kto wie co to za piosenka i jakiej kapeli ??? Tekst idzie coś tak: ... dzisiaj mi staniesz... , może to z płyty Piekarka??? jak ktoś coś wie proszę o podpowiedź
mrowisko - "kawa, papieros"
(moge się założyć, że ktoś się już o nią w tym temacie pytał)
http://anusia3031.wrzuta....knRQrT/mrowisko
Kapela się nazywa Mrowisko ( żeby tylko aardvarka nie było w pobliżu)
tytuł "Kawa, papieros" bez analizowania tekstu
Pojedynkują się: Len i Oprah Carwyn
Temat: Dmuchawce, latawce, wiatr, czyli ogólnie pojęte harce na łonie natury.
Fandom: brak fandomu. Raczej taki własny światek czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali.
Forma: łąkowa, oczywiście. Sugerowałabym coś krótkiego i lekkiego, ale jeśli przeciwnik zechce napisać o grzmocących piorunach pośród tejże łąki traw, nie zeżrę.
Długość: obojętna mi osobiście.
Beta: Marie
Termin: 20 sierpnia
Tekst A
Z dedykacją dla mojej przeciwniczki i wszystkich lubiących dmuchawce ^^
- Kurde, no! – Tymoteusz w ostatniej chwili zerwał się z gałęzi, unikając, bliższego niż kiedykolwiek by sobie życzył, spotkania z zabłąkanym latawcem. Kolorowa płachta z plastiku w kształcie rombu, podklejona od dołu drewnianymi kijkami, w założeniu miała jakieś zwierzę. Tymek, gdyby ktoś zapytał go o zdanie, powiedziałby, że jeśli takie stworzenie istniałoby w rzeczywistości, to on osobiście popełniłby samobójstwo. Byłoby to najbrzydsze zwierzę świata. A jeśli nie najbrzydsze, to na pewno mieściłoby się w pierwszej piątce. Z racji tego, że nikt nie zapytał, zachował tę opinię dla siebie
Wskoczył na wyższą gałąź, aby móc nadal obserwować latawiec i ludzi, gdyby takowi po niego przyszli. A to prawdopodobnie nastąpi dość prędko. Zawsze tak było. Małe człowieki biegały wokół, szukając zguby, często wydając jakieś bezsensowne okrzyki w rodzaju „Hop, hop!” albo „Halo! Tu jesteś?”. Starsze człowieki wydawały się bardziej rozsądne. Nie krzyczały i nie skakały, jakby to miało pomóc. Chodziły i się przyglądały i to najczęściej właśnie one odnajdowały zaginioną rzecz. Zawsze lubił obserwować ich poczynania. Przeskakiwał z drzewa na drzewo, bliżej, aby mieć lepszy widok i śledził każdy krok, ciekawy, po jakim czasie zauważą zgubę lub się zniechęcą i wrócą do siebie. Często się zniechęcali. Po kilku minutach niepowodzeń zaczynali marudzić, wściekać się, aby potem odejść, machnąwszy ręką. Robili wtedy takie śmieszne miny i to też było ciekawe. Człowieki byli zabawni na swój sposób. Dziwnie chodzili. Odganiali muchy, jakby nie wiedzieli, co innego zrobić z rękami.
Spojrzał w górę, skąd dobiegał trzepot skrzydeł. Czarny, zbliżający się kształt wyraźnie kontrastował z jasnym niebem. Słońce raziło w oczy, więc dopiero, gdy stworzenie usiadło obok niego na gałęzi, zorientował się czym jest.
- Serwus, Tymek – duży gawron, który najwyraźniej niedawno stracił sporo piór z ogona, spojrzał na niego wesoło czarnymi oczami.
- Czołem, Borys – Tymoteusz uniósł łapkę w ramach powitania. Zerknął z zaciekawieniem na przyjaciela. – Co ci się stało?
- Mała potyczka z psem – Tymoteusz był pewny, że gdyby gawron mógł, to wyszczerzyłby do niego zęby w uśmiechu. – Wiesz, usiadłem sobie spokojnie na parapecie…
- Oczywiście czysto przypadkowo w pobliżu psa – wtrącił kąśliwie Tymoteusz.
- Oczywiście! Nie sądziłeś chyba, że świadomie bym się narażał?
Owszem, tak właśnie sądził.
- Ten potwór sam się na mnie rzucił, słowo! Siedziałem sobie, jak natura przykazała, na parapecie, spokojnie i kulturalnie, a on tak bez uprzedzenia wyskoczył! Sam z siebie. Nawet nie napaskudziłem, a co dopiero mówić o drażnieniu go. Ten sznaucer zaczął podskakiwać zupełnie bez powodu.
Tymoteusz pokiwał głową, udając, że się zgadza, ale tak naprawdę nie wierzył w ani jedno słowo. Borys był najbardziej lekkomyślnym i zuchwałym przedstawicielem swojego gatunku. Zaczepki i prowokowanie takich sytuacji były dla niego czymś całkowicie normalnym. Do tej pory nie raz, nie dwa, cudem udawało mu się umknąć przed wyprowadzonym z równowagi kotem lub jastrzębiem.
- O, idą człowieki – Borys radośnie kłapnął dziobem. – Zobacz, zobacz, jakie dziwaczne!
Faktycznie, człowieki idące polaną – jeden mały, drugi duży – zachowywały się nienormalnie. Nie żeby ktokolwiek będący człowiekiem kiedykolwiek zachowywał się normalnie. Teraz na przykład ten niższy zrywał dmuchawce i dmuchał na nie bez opamiętania, sprawiając, że białe nasiona unosiły się chwilę w powietrzu, a potem opadały na ziemię. Głupia zabawa. Chyba też nudna, bo mały potwór odrzucił po chwili ogołoconą łodygę, natchniony wyraźnie nową myślą.
- Co ono robi? – Tymoteusz otworzył szeroko oczy. Mały człowiek… No cóż, zaczął wspinać się na drzewo. Co on sobie myślał? Że niby czym jest? Małpą?
Potworek usiadł okrakiem na niższym konarze i podjął próbę wydobycia latawca spomiędzy cienkich i długich gałązek, z których jedna przebiła kolorowe pokrycie. Sapał przy tym i wzdychał, jakby dzięki temu praca miała być łatwiejsza. Może i była, bo po chwili zawołał z triumfem:
- Tata, udało się! Tylko trochę się połamał…
- Nie szkodzi, naprawimy – duży człowiek wyciągnął ręce, aby odebrać wyswobodzoną spomiędzy konarów zabawkę.
- Ojej, zobacz! Wiewiórka! – maluch puścił pień drzewa jedną ręką i wskazał na niego palcem. – Widzisz?
- Znowu biorą cię za babę, Tymuś – zachichotał Borys.
- Przymknij się! – Tymoteusz, urażony, ostentacyjnie odwrócił głowę. – Jestem szanującym się wiewiórem
- Nie mówię, że nie jesteś. Nie martw się, człowieki są dziwaczne. Nie rozróżniają samca od samicy.
Tekst B
Mrówczo.
(Powietrze jest lekkie, takie trochę lepkie, słodkawe. Trawa pachnie wczesnym deszczem i szumi; pojedyncze źdźbła ocierają się o siebie nawzajem, zrzucając ze swoich szczytów czerwone grzbiety biedronek.)
Taka mała rzecz – mrowisko. Obserwujesz je leniwie, leżąc na kocu ze zwiniętym swetrem pod głową. Mrówki są małe, dziwnie małe, za małe dla dużego, złego, brzydkiego człowieka. Wspinają się na trawy, zbierają z ziemi patyczki, zbierają grudki ziemi i idą mrówczym szykiem; malutcy żołnierze na warcie.
(A każde takie źdźbło – Mount Everest mrówczego świata.)
***
(Pachnie deszczem, tak trochę słodko i jeziornie. Lekko. Masz mokre kostki i mokre stopy, mokre łydki i suche uda. Chmury patrzą na ciebie z góry.)
Taka mała rzecz – mokre mrowisko. Pozawalana, licha konstrukcja patyczno-ziemna, zakroplona i otoczona utopionymi mrówkami. Przechodzisz obojętnie, noga za nogą, kiedy żołnierzyki zbiegają ze swoich wart i ratują.
(Bo jedna taka kropla – tsunami mrówczego świata.)
***
(I nawet kawa pod koniec dnia smakuje łąką.)