odchudzicsie
wszystko odmienia
bujam się wolnością
jaka jest tego przyczyna
w nową sukienkę ubrana
inna nie
gorzki łyk lampka wina
wesoła krótka chwila
następna niedokończona
kawa spóźnione marzenia
zatracona w tańcu wiruje
walca tańczę
kolejna lampka napełniona
ja tańczę jak szalona
wyobraźnia
spadłam na ziemię
spragniona wody czystej
rzeczywistości normalnej
nie banalnej oczywistej
pijecie kawę?
Cześć, kobietki,
mam pytanko: czy jako ciężarówki wspomagacię się kawą? Jaką? W jakich ilościach? Co na to fachowcy z gabinetów? Odpowiedzcie, proszę, bo ja na herbatkę normalną nawet popatrywać spokojnie nie mogę, a rozpuszczalna kawa w ilości 2 (słownie: dwóch) kubeczków dziennie bardzo mi pasuje. Każdy kubek - plaskata łyżeczka brązowego proszku. Nech mnie ktoś ostrzeże, jeśli bardzo grzeszę ;-)))!!!! (Ciśnienie mam z tych pełzających po ziemi, np 60/90, więc sypiam zypełnie normalnie). Pozdrawiam i proszę o głosy.
Ola i Maleństwo (20.12.2003)
Królewna Arianna upuĂściĂła w szoku sztuÄŚce, które niefortunnie uderzyĂły o talerz wywoĂłujĂąc tym samym jeszcze bardziej przeraĂżajĂący jĂą dĂźwiÄĹźk. Królowa miaĂła minÄĹź bardziej wyrozumiaóù. Za dĂługo ĂżyĂła na ziemi, bo takie rzeczy jĂą szokowaĂły.
-Ciekawe, ciekawe.... nawet Pan nie wie ile dam pozabijaĂłoby siÄĹź za taki eliksir mĂłodoĂści. Z resztĂą szkoda, Ăże Pam nie wie jaka byĂła dobra zabawa, kiedy Lubalbo udawaĂł, ze odkryĂł kamieÄą filozofów.
Królowa zachichotaĂła, a Arianna wyraĂźnie poczerwieniaĂła ze wstydu, nie wiadomo dokĂładnie czy z powodu upuszczonych sztuÄŚców, czy teĂż moĂże z powodu owej intrygi ukartowanej przez znudzonĂą bĂłazenadĂą fircyków i panien dworskich królowĂą, chcĂącej im wszystkim daÄŚ nauczkÄĹź, za przekĂładanie wyglĂądu zewnÄĹźtrznego nad duchem, oraz ÿùdnego zabawy nizioĂłka.
-No juĂż kochana, kaĂżdemu mogĂło siÄĹź zdarzyÄŚ. Lepiej pokaĂż Panu Marvinowi ogrody i ĂświĂątyniÄĹź Liru.
Królewna nie podnoszĂąc juĂż sztuÄŚców popatrzyĂła pytajĂącym wzrokiem na ĂłowcÄĹź, pozostawiajĂąc mu do domyĂślenia siÄĹź o co go prosi.
-Och nie bÄĹźdÄĹź Pana mÄĹźczyÄŚ z tymi rodzinnymi opowieĂściami. Trzeba byĂło opowiadaÄŚ to mojej matce, ona uwielbia takie. Jedyne co mnie ciekawi, to dlaczego nie przyjdzie nam juĂż nigdy spotkaÄŚ Pana krewnych.
Szli jeszcze kawaĂłek kluczĂąc miedzy alejkami pogrùÿajĂąc siÄĹź coraz bardziej w wysokie krzewy i drzewa, aĂż nagle stanÄĹźli przed kutĂą bramĂą wyjĂściowĂą z jednym skrzydĂłem oplecionym dzikim winem. Królewna podeszĂła do klamki i aĂż pisnÄşóa z radoĂści. KtoĂś nie zamknùó bramy do koÄąca. ByĂła uchylona i poddaĂła siÄĹź rÄĹźce Ludwiki.
-Panie Metallion. Nie wiadomo jak dĂługo Pan tu jeszcze zabawi i czy zdùÿy zwiedziÄŚ miasto. A teraz przydarza siÄĹź wyjĂątkowa okazja, by zjeÜČ prawdziwĂą kolacjÄĹź i posĂłuchaÄŚ prawdziwej muzyki, a jak sam pan powiedziaĂł „grzechem byĂłoby nie skorzystaÄŚ”. Nie chcĂąc Pana naraziÄŚ na potÄĹźpienie ofiarujÄĹź najlepszego przewodnika w caĂłym mieĂście.
Ludwika znikĂła w gÄĹźstym krzaku cisu, by pojawiÄŚ siÄĹź po chwili z toboĂłkiem w rÄĹźce. RozwinÄşóa zawiniĂątko ukazujĂąc jego oczom dwa dĂługie czarne pĂłaszcze z kapturami. Jeden zarzuciĂła na siebie sprytnie maskujĂąc wieczorowĂą sukniÄĹź. Drugi zaĂś w lekkim pokĂłonie podaĂła Metallionowi przedstawiajĂąc siÄĹź:
-Najlepszy przewodnik po mieĂście, Panna Joanna CymbaĂłek zwana po prostu CymbaĂłkiem.
Mroczny elf odstawiĂł lutniÄĹź na ĂławeczkÄĹź i podniósĂł siÄĹź by podaÄŚ ramiÄĹź elfce.
-Zapraszam wiÄĹźc do miasta.
Wyszli przez pierwszĂą przylegajĂącĂą do murów zamkowych bramÄĹź na szerokĂą ulicÄĹź wykĂładanĂą „koÄąskimi Ăłbami”. Latarnie uliczne sĂączyĂły swoje ĂświatĂło przez mleko zmierzchu. Raz od czasu spotkaÄŚ moĂżna byĂło tutaj spacerujĂących magnatów lub spieszĂących siÄĹź do swych domów, gdzie czekaĂła na nich ciepĂła kolacja lub zĂła Ăżona mieszczan. Arystokracja w przewaĂżajĂącej iloĂści skĂładaĂła siÄĹź z ludzi, a mieszczanie byli mieszaninĂą ludzi i krasnoludów. SkrÄĹźcili w wÄşÿszĂą uliczkÄĹź, równie dobrze oĂświetlonĂą. Minùó ich samotny ĂżoĂłnierz o imponujĂącej splecionej w warkoczyki brodzie. BiaĂły marmurowy pomniczek przypatrywaĂł im siÄĹź z wysokoĂści skweru kiedy mijali jego terytorium. Drzewa Ăłaskotane sztucznym ĂświatĂłem zdawaĂły siÄĹź szeptaÄŚ sobie jakieĂś plotki. Wyszli na plac gĂłówny okolony ze wszystkich stron ciasnymi i prostymi kamienicami, które powoli jedna za drugĂą zasypiaĂły.
-Co Pani sobie Ăżyczy zobaczyÄŚ w naszym mieĂście? – Silherham zamyĂślony dotychczas zadaĂł jej to pytanie.