odchudzicsie
Porównania: Gen Sikorski: Wódz Naczelny Sił Zbrojnych, Żądania do rozwiania okoliczności Zbrodni Katyńskiej i kilka tygodni później śmierć w katastrofie lotniczej, w której giną także inne osoby. Ostatecznie (na dzień dziesiejszy) pochowany na Wawelu. Nie był królem.
Prezydent Kaczyńśki: Wódz Naczelny Sił Zbrojnych, zdecydowane stanowisko w sprawie Katynia, śmierć w katastrofie lotniczej również w związku z Katyniem, giną inne osoby. Ma być pochowany na Wawelu.
Zwierzchnikiem sił zbrojnych jest automatycznie każdy urzędujący prezydent. Poza tym przy Sikorskim zapomniałeś (?) dopisać, że był dowódcą wojsk podczas II WŚ! Takie zwierzchnictwo to "inny kaliber" niż bycie wodzem podczas pokoju. Do generała można by dopisać jeszcze kilka innych, ważnych, zasług. Natomiast co do Kaczyńskiego, to poza byciem w "Solidarności" i czasem prezydentury w Warszawie to... wszystko.
(A mierzenie kto był bardziej patriotyczny jest śmieszne)
Wstydzę się tego, że jestem Polką jak czytam takie teksty protesty, kłótnie.. o co pytam o co?!
Wiesz, to wszystko przez głupią decyzję duetu Dziwisz - Kaczyński (J.). Od początku wiadomo było, że to podzieli ludzi. Szkoda, bo w ten sposób obaj najbardziej zaszkodzili prezydentowi. Zamiast wspominać godne pożegnanie w atmosferze szacunku i jedności, to ostatnią rzeczą związaną z prezydentem jaką będziemy pamiętać to fakt, że przez polityczne ambicje niektórych, pod wpływem emocji, przed pogrzebem musieliśmy dokonywać oceny zmarłego.
A można było sprawę "załatwić po ludzku", bez żadnych kontrowersji. Jako miejsce spoczynku wybrać np. katedrę w Warszawie, a za 5 lat, "na chłodno", rozpocząć dyskusję czy może ś.p. prezydent nie powinien spoczywać na Wawelu między Wybitnymi.
(No, ale polityka i ego Jarka K. wzięły górę...)
oto masz przed sobą w postaci książki pierwszy zbiór dowcipów i mądrości czarująco obłąkanych technologów, biurokratów, humanistów i antyspołecznych obserwatorów. Został on przygotowany specjalnie dla ciebie, aby dostarczyć ci ulgi w pewnego rodzaju przykrych sytuacjach. Badając te interdyscyplinarne dogmaty, znaleźliśmy liczne powtórzenia (które potwierdzają ważność obserwacji), częste niezgodności co do autorstwa i mnóstwo anonimowych darowizn. Zmuszeni jesteśmy uznać wkład niezrównanego Zymurgy’ego, który powiedział: „Jeśli raz otworzysz puszkę z robactwem, jedynym sposobem powtórnego ich zamknięcia jest użycie większej puszki.” Jeśli odniesiemy tę myśl do tej książeczki, zdamy sobie sprawę, że pomysł ten, raz podjęty, musi się rozrosnąć, ponieważ nasz drogowskaz prawdy ciągle odkrywa dalsze zasady, stare i nowe.
Na przestrzeni wieków uczeni profesorowie i pozerzy raczyli nas prawami wszechświata, subtelnymi acz niezmiennymi podwalinami kosmicznego porządku. Od ludzi religii otrzymaliśmy Prawa Moralności; od mistyków – Prawa Karmy; od racjonalistów – Prawa Logiki; od artystów – Prawa Estetyki. Teraz przyszła kolej na technologów.
Oficjalną linią partii technologii, samej nauki, jest rozpacz. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi prawa termodynamiki, sformułowane na nowo w Twierdzeniu Ginsberga. Wszechświat dusi się, niczym olbrzymi gulasz, pozostawiony na ogniu przez cztery biliony lat. Prędzej czy później nie będzie można odróżnić marchewki od cebuli.
„Drogi panie Arturze Bloch!
Rozumiem, że zamierza Pan wydać książkę „Prawa Murphy’ego – i inne przyczyny tego, że nic się nie udaje”. Czy interesuje Pana prawdziwa historia pochodzenia nazwy Prawa Murphy’ego?”
Kiedy odpowiedziałem twierdząco, napisał:
„Wydarzenie to miało miejsce w 1949 roku w Bazie Lotniczej Edwards w Muroc, w Kalifornii, w czasie przeprowadzania Projektu MX981. Było to eksperymentalne symulowanie katastrofy samolotu w trakcie lotu. Na mocy kontraktu z Laboratorium Aero-medycznym w Wrigh Field, w projekcie uczestniczyła firma Northrop Aircraft. Ja byłem kierownikiem projektu Northropa. Odkrywcą Praw był kapitan Ed Murphy inżynier ds. rozwoju z Laboratorium Lotniczego z Wright Field. Zdenerwowany błędnym działaniem przetwornika, wynikającym z błędu w okablowaniu mostków tensometru, Murphy rzucił następujący komentarz: „Jeśli jest jakikolwiek sposób, aby zrobić to źle, on to zrobi.” Słowa te odnosiły się do technika, który okablował mostki w Laboratorium. Zdanie to i jego wariacje nazwałem Prawami Murphy’ego.
... W kilka tygodni po tym „nadaniu nazwy, pułkownik Strapp na konferencji prasowej oznajmił, że nasze dobre wyniki testowania symulowanych katastrof w ostatnim czasie są wynikiem niezachwianej wiary w Prawa Murphy’ego i ciągłych wysiłków uniknięcia tego, co nieuniknione. W ciągu następnych miesięcy szeroko odwoływano się do Praw Murphy’ego w reklamach przemysłowych – i tak Prawa Murphy’ego wystartowały i zaczęły żyć własnym życiem.
Pozostaję z szacunkiem,
George E. Nichols
.. absolutnie rewelacyjny zbior cytatow i prawd niezaprzeczalnych.. 50 stron.. chwilami powoduja usmiech a chwilami zadume.. bardzo ciekawie podane.. milej lektury ..
Arthur.Bloch_Prawa.Murphy'ego.rar
Magnolia__
Wstrząsający zapis ostatnich rozmów członków załogi rosyjskiego Tu-154, który 26 sierpnia rozbił się pod Donieckiem. Taśma dowodzi, że piloci wprowadzili samolot w burzowe chmury, a nie oblecieli ich, bo bali się stracić premię za oszczędzanie paliwa. Potem nie umieli sobie poradzić, bo nie zdawali sobie sprawy z tego, jak ich odrzutowiec reaguje na trudne warunki pogodowe.
Z zapisów opublikowanych wczoraj przez gazetę "Moskiewski Komsomolec" wynika, że wiozący 160 pasażerów (według oficjalnych danych) i 10 członków załogi lotnicy kilka minut po wylocie z czarnomorskiego kurortu Anapa w kierunku Sankt Petersburga chwalili się, ile w ostatnich tygodniach udało im się zaoszczędzić paliwa i jakie premie za to dostali. Pilot rosyjskiego odrzutowca pasażerskiego zarabia dziś od 600 do 1500 dol. miesięcznie. Do tego może dorzucić jeszcze premię w wysokości 300 dol. za oszczędności.
Kiedy więc chwilę po tym, jak skończyli rozmawiać o dodatkowych dochodach, okazało się, że przed nimi jest groźny potężny front burzowy, piloci postanowili nie zbaczać z kursu, by go okrążyć. Zdecydowali się oszczędzić paliwo i "przeskoczyć" chmury, wznosząc się na maksymalną dla Tu-154 wysokość 12 km.
Kiedy wznoszącym się samolotem zaczęły szarpać boczne podmuchy powietrza, wpadli w panikę. Przeklinając na czym świat stoi, uparcie próbowali podnosić nos maszyny i nabierać wysokości.
Władimir Gierasimow, jeden z najlepszych w Rosji pilotów oblatywaczy, komentując zapis rozmów załogi Tu-154, powiedział, że piloci nawet nie zauważyli momentu, kiedy ich maszyna straciła sterowność i zaczęła spadać.
- Jestem przekonany, że załoga nie miała dostatecznej wiedzy o konstrukcyjnych i aerodynamicznych właściwościach samolotu - uważa ekspert. I dodaje, że jeśli "nos" Tu-154 zbyt gwałtownie podniesie się ku górze, byle podmuch boczny może wtrącić odrzutowiec w korkociąg.
Gierasimow przypomniał, że 21 lat temu w Uzbekistanie w podobnych okolicznościach rozbił się inny Tu-154, który wpadł w korkociąg, kiedy jego załoga też próbowała na maksymalnym pułapie "przeskoczyć" front burzowy. Zginęło wtedy 200 osób.
Ekspert jest przekonany, że załoga pilotująca samolot z Anapy nic nie wiedziała o przyczynach tamtej katastrofy. Jego zdaniem w lotnictwie rosyjskim panuje ogromny bałagan, przez co załogi są szkolone w pośpiechu i byle jak.
Do dziś niejasne jest to, ile osób zginęło w katastrofie pod Donieckiem. Zaraz po tragedii przedstawiciele linii lotniczych Pułkowo, do których należał samolot, wygadali się, że na pokładzie było 161 pasażerów (o jedną osobę ponad normę) i 10 członków załogi. Potem powtarzali jednak, że liczba ofiar wyniosła 170 osób. Wczoraj jednak w pobliżu miejsca, gdzie rozbił się Tu-154, odnaleziono jeszcze jedne zwłoki.
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,3658741.html