odchudzicsie
Zajrzałem do Mazana "Zdarzenia z życia..." - w bibliografii oczywiście jest nasza książeczka. Zresztą Mazan fajnie zatytułował bibliografię : "Ożywcza krynica z której autor, czerpiąc garściami, co smakowitsze kąski wyłowił"...
W tej "krynicy" zauważyłem drugą książkę: Georg Markus "Der Kaiser Franz Joseph I", Wiedeń 1992. Ciekawe, czy to jest przetłumaczone na polski? Ale chyba nie, noże ktoś wie ?
A swoją drogą nie podoba mi się tłumaczenie tytułu. W oryginale tytuł brzmi "Kaiser Franz Joseph ganz privat " z cytatem z FJI "Sie haben"s gut, Sie koennen ins Kaffeehaus gehen!". Jakże inaczej brzmiałby tytuł " Cesarz Franciszek Józef całkiem prywatnie" i "Panu to dobrze, Pan może pójść do kawiarni!".
No, ale to tylko tak sobie...
Tylko czy Najjaśniejszy Pan mógł tak naprawdę mieć prywatne, niczym nie skrępowane chwile w życiu? O jego wyjazdach na polowania wiedziała cała Austria, a skutki tych polowań łożył aż do swojej śmierci z własnej szkatuły...
przyznaje, tez lubie kawe po wiedensku
Dziewczynom zaserwowalam w wersji superlight - mleko ubilam blenderem i ta pianke dodalam do kawy. Na koniec posypalam ciutenka cymamonu (byl tez razem z imbirem i pieprzem w kawie).
Dorzuce, ze z powodzeniem robilam w caffeterijce kawe na mleku (tzn zamiast wody dalam mleko), ale podobno nie powinno sie tego robic z jakichstam powodow (nie wiem, nie zrozumialam dlaczemu - przy takich komplikacjach moja znajomosc wloskiego kuleje )
Ja sie przyznam, ze jestem spaczona kulinarnie. U mnie zawsze mozna dobrze zjesc (i nikt nigdy nie wychodzi glodny) - taki dom jak u Borejkow Rodzice nauczyli nas zrobic cos z niczego, a poniewaz lubie improwizacje, czasem przekombinuje (jak to było gdy goscilam Praedwarda i przedwczorajszym kakowcem - bez kakaa ). Ale chociaz i wowczas nie wychodzi to, co mialo wyjsc - jest to zawsze cos jadalnego i naprawde fajnego
Wypaczona kulinarnie i towarzystko w 2004 rok spedzilam we Wloszech pijac codziennie pyszna kawe, a potem w 2006 r. spedzalam niemal kazdy weekend w kawiarni (na praktyce ) i od tej pory po prostu nie trawie niskogatunkowej kawy rozpuszczalskiej. A nawet ta wysokogatunkowa - nie zawsze. Musze miec jakas chcice kofeinowa (lub diete bezcukrowa).
Obiecałam wkleić zdjęcie ze spotkania z Aiszą ( za Jej zgodą)
Kawiarnia "Wiedeńska"w Ciechocinku była również miejscem naszych spotkań z Marią xx oraz z Darkiem, których bardzo serdecznie pozdrawiam
Te uśmiechy to od nas dla wszystkich
Oj, rozlegly temat. Ludziska ksiazki o tym pisza.
Proponuje w centrum (tak na szybko co mi przychodzi do glowy): Stephansplatz i katedra sw. Szczepana, ul. Graben (wylaczona z ruchu kolowego), Cafe Demel-chyba najbardziej znana wiedenska kawiarnia, Hofburg-Palac Cesarski, Rathaus, Staatsoper. Nastepnie palac Schonbrunn + ogrody, Koscioly Am Steinhof i Wotywny. Mozna zachaczyc o Cmentarz (Zentralfriedhof) gdzie pochowani sa Beethowen, Mozart, Schubert, Brahms i in. TRZEBA zobaczyc Hundertwasserhaus - uczta do focenia. Naprawde jest w Wiedniu multum rzeczy do obejrzenia...
A w okolicy miasta: zamek Kreuzenstein, opactwo w Melk, ufff tez sporo jest rzeczy...
Pozdrawiam
Aha, no i w Wiedniu Prater oczywiscie, tez zelazny punkt programu turysty!
Warto tez pojsc nad Dunaj, przespacerowac sie wzdluz rzeki, jakie tam maja wspaniale tereny rekreacyjne...
Dot.: Wymarzony pierścionek - część XVI (tak, tak, szesnasta!)
Cytat:
Napisane przez mademoiselle betti
(Wiadomość 14312107)
A no w tym właśnie sensie, pomerdało mi się :D
A na szarlotkę wymyśliłyśmy sobie jechać do Książa Wielkiego (po drodze na Krk - przy trasie jest restauracja "Zameczek"). Ale w Kielcach najbardziej lubię chodzić do Kawiarni pod Aniołem :ehem:
O kurcze byłaś w tym "Czymś" oklejonym tapetą, imitująca zamek z cegieł na szarlotce i o dziwo dobra była:hahaha:
Dla mnie to miejsce to jest jakiś totalny absurd i kwintesencja kiczu:-p
Ale jak szarlotka dobra to następnym razem zajadę tam na nią.
Pod Aniołem dobra to fakt.
I pyszny był strudel z jabłkami w Wiedeńskiej .... strasznie rozpaczałam jak Wiedeńska zamknęli:mad:
Jeszcze jeden fragment z książki ilustrujący stosunek ludzi do wojny.
Był też niejaki Dr. Scheibl czy Scheidl, radny miasta Wiednia, drobniutki, w cwikierze na nosie. Jechał zaraz za mną. Furiosa tego bardzo nie lubiła. Moi koledzy już o tym wiedzieli i trzymali się z daleka. Ale Scheibl nie wiedział. Tyle pamiętam, że Furiosa wierzgnęła gwałtownie, ale to bywało częste. Czułem, że zrobiło się za mną zamieszanie, odwrócić się nie było wolno, więc jechałem dalej, aż SchĂśnerer zaczął ryczeć: "Halt!". Scheibl leżał na ziemii, miał rozcięty kopytem but i połamane kości. SchĂśnerer ruszył do mnie z awanturą, że kolegę poraniłem, ale najbardziej zaperzony sadysta nie mógł długo utrzymywać że to moja wina.
W następną niedzielę należało biednego Scheibla odwiedzić w szpitalu garnizonowym. Szedłem z bardzo ciężkim sercem. Wiedziałem że z tego wprawdzie nie umrze ale złamanie było skomplikowane i gotowe pozostawić jakieś skutki a leczenie długie. Obawiałem się wymówek i wyrzutów. Bądź co bądź to mój przeklęty koń nabroił.
Scheibl leżał na łóżku uśmiechnięty, zadowolony. Otoczony kwiatami, owocami, ciastkami które mu właśnie przyniosła żona. Dzieci zdaje się też tam były. Struchlałem, ujrzawszy całą rodzinę, zaczną płakać i obsypywać mnie wyrzutami. Przedstawiono mnie żonie: z uśmiechem, serdecznie się ze mną przywitała. Przerwano mi gdy zacząłem wystękiwać apologię. Nic sobie z tego nie rób, lieber Kamerad, dobrze mi tu, noga się dobrze goi, będzie może trochę krótsza, ale tym lepiej. Naraz zrozumiałem. Scheiblowie uważali mnie za zbawcą: przecież on już nigdy na front nie pójdzie. Został ranny honorowo, choć nie na polu bitwy i dalej spokojnie będzie radził w magistracie wiedeńskim, płodził dzieci i w kawiarni czytał gazety. I jak to z takimi patriotami zwyciężać wroga!
To mi przypomina znany fragment ze "Szwejka":
- Najlepiej - mówił jakiś głos od drzwi - zastrzyknąć sobie nafty pod skórę na ręku. Mój bratanek miał takie szczęście, że mu amputowali rękę po łokieć i teraz ma spokój z całą wojną.