odchudzicsie
Oj, Jujka...
Ale pomyśl sobie, że już po...
PS. Zupełnie na marginesie, ale nie mogę nie przypomnieć sobie kazania w trakcie mszy ślubnej mojej kuzynki, kiedy ksiądz najpierw przytoczył cennik i harmonogram robót budowlanych nowego kościoła (msza była dodatkowa, nie z grafiku, więc byli tylko goście weselni, z czego tylko młoda i jej rodzina z tej parafii, więc resztę oczywiście okrutnie interesowało, na co zostały wydane wszystkie grosiki z tacy ), a następnie przytoczył statystykę rozwodów Na mszy ślubnej
Ostatnio byłam na Mszy Ślubnej, Ksiądz był niesamowity, powiedział takie kazanie, że większość miała łzy w oczach.
Mówił o Miłości między małżonkami, o tym, żeby nie zapominać o rozmowie, o relacjach wzajemnych, o tym, że Dzieci są ważne, ale najważniejsi dla siebie są właśnie małżonkowie, którzy powinni chadzać na spotkania ( w sensie randki, o których zawsze ja pisze ), o tym, że Bóg jest tam gdzie Ludzie umieją się porozumieć....itd.
To była piękna Msza, w maleńkim Kościółku, i gdyby był bliżej mnie, pewnie bym tam wróciła i została.
I fajnie.Tylko ja czasem mam wrażenie, że księża to super-hiper lubią i potrafia mowć i miłóści, cierpieniu, tak w kazaniach.O wspólnocie, pomocy, relacjach, mogą gadać bez końca. Tylko w praktyce to już są kiepscy. O wybaczeniu - kilometrowe monlogi, a jak zgrzeszysz, to przecież nie wszystko KK Ci wybacza, prawda? To gdze tu sens i logika? Och, jakie mądrości i rady wtedy padają, same złote myśli, same extra rozwiązania.Tylko, jak sie idzie do księdza z prawdziwym problemem, niehipotetycznym to rzadko, rzadkoooo, kto®y potrafi wtedy realnie ocenić stuacje, wysłuchać i doradzic coś.
Nie wiem jak to jest z antykoncepcją, ponieważ nie stosuję hormonalnej, więc się nie wypowiem.
Kasia, ale ani hormonalnej, ani stosunek przerywany, ani prezerwatywa - nic nie jest dozwolone przez KK.
Jujka, wiem, jak to głupio zabrzmi, ale ja bym tego nie wykluczała, że Chrystus może przemówić przez każdego. A Twoja historia trochę mi losy mojego ślubnego przypomina. On nienawidzi adoracji i wszelkich innych nabożeństw. I był taki czas, że kiedy on wybierał msze i kościół zawsze trafialiśmy na jakieś "czary" - jak on to określa. I ja się turlałam ze śmiechu, że im bardziej on przed czymś ucieka, tym bardziej go to dogania. Wiem, że to nic w porównaniu z tym, jakie kwiatki Tobie się trafiają. Może po prostu przez jakiś czas powinnaś "starannie" dobierać miejsca niedzielnej mszy? My na przykład swego czasu znaleźliśmy sobie mszę, gdzie zawsze kazanie niezielne miał biskup J. Guzdek, genialny kaznodzieja. Tylko potem nam godziny przestały pasować (21) jak dziecko podrosło. Tak wiesz, żebyś miała pewność, że głupot nie usłyszysz.
cześć, jestem tu świeżutka na forum i dotychczas tylko czytałam ale też podzielę się tym co widziałam na ślubie na którym byłam tydzień temu. Otóż pan młody pocałował pannę młodą w rękę a ksiądz jak tylko to zobaczył to chwilę później powiedział o tym pięknym zwyczaju i zaproponował żeby w tym momencie wszyscy panowie pocałowali swoje żony/narzeczone w rękę. To było baaardzo milutkie . Natomiast zastanowiła mnie jeszcze jedna sprawa - to był trzeci ślub w tym roku na jakim byłam. Każdy z nich był w innej części Polski - jeden pod Rzeszowem, drugi pod Warszawą a trzeci koło Tomaszowa Mazowieckiego i wiecie co? na każdym z nich było identyczne kazanie !!! O tym jak to pewna para dostała w prezencie ślubnym krzyż i postanowili co wieczór się razem modlić - czasami zdażało się im kłócić pod tym krzyżem ale dzięki niemu przetrwali wiele lat razem. Czy księża mają gotowe szblony kazania? Wiecie coś o tym??
Msza ślubna to nie jest typowa msza, może byc z kazaniem, może byc bez, nie musi byc tez koniecznie mszy, by udzielic ślubu (to akurat wiem z doświadczenia, nie własnego, ale najbliższej rodziny - ciotka z wujkiem ślub brali w środku tygodnia, po mszy).
u mnie w parafii też jest praktykowane tak, że można wziąć sam ślub- uroczystość trwa wtedy do ok 30 min lub uroczystość zaslubin wraz z kazaniem, to wtedy dluzej jak kto woli.
Czy ktoś może mi podac najbardziej aktualny cennik "co łaska" w katedrze przy ktorym mozna liczyć na ladną oprawę mszy i kazanie. Ile księdzu, organisicie i siostrze za dekoracje??A i jeszcze czy to prawda ze w katedrze w trakcie mszy slubnej chodzi koscielny za składką na tacę??
Należę chyba do tej mniejszości, która bierze ślub w USC... i jestem z tego dumna... jestem osobą wierzącą, ale nie praktykuje... już nie potrafię... Mój Narzeczony jest trochę mniej wierzący i praktykujący niż ja... Pomimo faktu, że moi Rodzice są ateistami (mają ślub cywilny) - jestem ochrzczona i mam wszystkie inne sakramenty. Moi Rodzice pozwolili mi zdecydować czy chcę chodzić na religię i przyjąć Komunie Św.... chciałam i przyjęłam.. przez długie lata chodziłam do Kościoła we wszystkie niedziele i święta... uczestniczyłam w życiu parafii... przyjęłam bierzmowanie, zostałam matką chrzestną... ale wciąż słyszałam, że mnie tu nie powinno być, bo moi Rodzice nie wierzą, że jestem bękartem, że tak naprawdę nie należę do wspólnoty Kościoła... nie poddałam się.. tam gdzie zamykali drzwi ja wchodziłam oknem... czara goryczy przelała się trzy lata temu podczas Świąt Wielkanocnych... podczas kazania usłyszałam, że rodzina, w której są osoby niewierzące jest rodziną patologiczną, nie wartą wysiłku, pomocy i wsparcia... że jest tworem Szatana... wstałam i wyszłam.. od tamtej pory we Mszy Św. uczestniczyłam tylko podczas pogrzebu Dziadka... modle się i rozmawiam z Bogiem, bo jest ważny w moim życiu, chodzę do Kościoła kiedy jest pusty, ale nie ma msze...
Będę mieć ślub w USC... będę mieć białą suknie ślubną... zamiast błogosławieństwa będą życzenia i rady od Rodziców... będę mogła odbierać paczki na poczcie (nareszcie!).. a przede wszystkim będę Żoną... nie gorszą niż po ślubie kościelnym...
Z Bogiem w sprawie ślubu się dogadam... nie potrzebuje do tego Księdza, Kościoła i papierka, że mam ślub kościelny... wystarczy mi to, że jestem kochana, i że sama kocham...
Zanim ktoś zapyta: dzieci najprawdopodobniej nie ochrzcimy... niech same zdecydują... będę je kochać bez względu na wyznanie... a postaram się wychować na dobrych ludzi...
Pozdrawiam wszystkich
Witam wszystkich mile!
Tak, nie sądź abyś nie był osądzony!
Moje ego przeszkadza mi myśleć niezależnie w miarę obiektywnie.
Moja sytuacja mnie nie śmieszy.Nie tak wyobrażałem sobie nowy związek i perspektywę powrotu do zaślubionej.Pewnie ona nie jest ojcem marnotrawnego co najwyżej mogła by być matką,ale nie ma o niej nawet słowa.Pewnie zrzędziła jak każda. Inny gen nieprawdaż i musi...
Życie jest trudne inaczej by nam tak nie smakowało.
Oczywiście i ja jestem trudny, ale pewnie mozna mnie okiełznać.Chociaż wcale się nie daję i wierzgam.
Pewnie mam zbyt wysokie oczekiwania i zawsze podobały mi się piekne kobietki i szybkie samochody i na odwrót.Ale Pan wiedzie wszystkich po wlasciwych ścieżkachi byłbym nieuczciwy gdybym nie przyznał mu racji.Dzisiaj była piekna ewangelia o tym jak Jezus nie potepił bo i inni nie potępili.Tylko ksiądz chyba niepotrzebnie nazwał ich w kazaniu "samcami" to trochę zabolało.Przecież nie zawsze myślę tylko o sobie, także i o mojej partnerce.
Więc tak droga do wybaczenia jest daleka i cięzka ale trzeba przynajmniej na nią wejść, a nie deklarować z góry że ci tego nie zapomnę i że zawsze będę o tym myślała
co mi zrobiłeś.Kobietka podobno może wybaczyć ale nie zapomni jak mawiał mi znajomy księ-żulo.
Tak trochę kocham jeszcze moją slubną ale zaciera się to coraz mocniej-gdyby nie Pan.Ten mnie dotknął.I mam kłopot.Kazdy ma jakiś.
Gdybym miał radzić LIONIE- tak, nie ma innej drogi aby na początku tego co może się stać-okazać żal- na kolanach(jak pisze) i poprośić o kredyt w zaufaniu i miłości - inwestycja pewnie się opłaci dla "bankiera" i trzeba to przed sądem,zanim do niego dojdzie.Resztę powierzyć Panu i wezwać pomocy potężnego świętego JP II.
Trzymam koraliki!
I proszę za mnie potrzymać aby ta moja hetera trochę zmiękła: nie myslała tylko o sobie i o tym jak sobie dogodzić,jak wyglądać,jak się bawić niech wykaże trochę,odrobinę empatii niech pokaże ze jej też zależy i będzie się cieszyć i tanczyć moim możliwym powrotem.Daj Boże?
dudi
Msza ślubna to nie jest typowa msza, może byc z kazaniem, może byc bez, nie musi byc tez koniecznie mszy, by udzielic ślubu (to akurat wiem z doświadczenia, nie własnego, ale najbliższej rodziny - ciotka z wujkiem ślub brali w środku tygodnia, po mszy).
dzięki dziewczyny za życzenia w imieniu moim i mojego jak by nie było już męża nie miałam czasu wcześniej nic napisać ponieważ odprawialiśmy ostatnich gości...
od czego tu zacząć...
w piątek poszłam spać barrrdzo późno ale itak nie mogłam spać, wstałam w sobotę o 6 rano,pogoda była do bani wiało i padało jak w najgorszym koszmarze panny młodej. Wykąpałam się i zaczęłam układać wiązankę dla siebie i dla świadkowej moje arcydzieło możecie obejrzeć na fotkach Zajęło mi to sporo czasu i kiedy się spostrzegłam trzeba było już jechać do fryzjera bo byłam umówiona na 10. fryzura wyszła dokładnie tak jak chciałam wiec obeszło się bez dodatkowych stresów i poprawek...a co do stresu to o dziwo tego dnia czułam się wybitnie spokojna...jakoś nie docierało do mnie że to już dziś za chwile...
Po powrocie był już samochód i można było przystąpić do dekoracji....wiem że nie powinnam sama tego robić ale nie mogłam się powstrzymać i powierzyć innym tak odpowiedzialnego zadania
przez to wszystko ledwo się zdążyłam przebrać w suknię ślubną...ale udało się i wszystko było na czas. Później to wszystko potoczyło się tak szybko że do tej pory nie mogę uwierzyć że jestem mężatką, a jak widzę obrączkę na palcu mojego misia to mi się śmiać chce...
najpierw Darek przyjechał z rodzicami i było błogosławieństwo, a później już do kościoła...podpisanie dokumentów i wszystko było gotowe do mszy. Pogoda nadal była do bani i do końca dnia się to nie zmieniło.
Ślub.... czułam się jak w letargu...spokojna i skupiona, ksiądz powiedział piękne a zarazem dowcipne kazanie...i już było po....
Później już tylko życzenia... życzenia....życzenia...i prosto do sali weselnej. Rodzice przywitali nas tradycyjnie chlebem i solą...Darek wniósł mnie do sali i zaczęła się impreza...pierwsze nieśmiałe sto lat...pierwsze danie....pierwszy taniec...a później to ledwo zdążyłam zatańczyć ze wszystkimi gośćmi a już wybiła północ i nadszedł czas na oczepiny...welon złapała świadkowa a musznik świadek.a później już tylko konkursy i zabawa zabawa itd aż do końca. Byłam tak zmęczona że na poprawinach do 12 chodziłam jak cień, jeszcze teraz nogi odmawiają mi posłuszeństwa...ale było super i wesele i poprawiny udały się znakomicie.
a to my