odchudzicsie
Chyba Wam zazdroszczę . U mnie się tak poukładało że mamy kompletnie inne zainteresowania . Bywają weekendy że rozjeżdżamy się w trzy strony Świata żeby każde mogło oddawać się swojemu hobby . Mąż off-roadowiec cierpi kiedy żaglówka nie "jedzie" na silniku , najlepiej po błocie do pasa , córka jedzie ze mną tylko wtedy kiedy wie że będzie czas na konie w Karwicy . Totalna masakra . Muszę doposażyć łódkę do pływania jednoosobowego bo tracę za dużo czasu i nerwów , a przecież nie o to w tym chodzi ....
Pewnego razu byłem zmuszony odebrać sporą motorówkę z portu 'Pod Dębem'. Przecież nie będę jej slipował tylko po to, aby zwodować 200 metrów dalej. Złamałem prawo wypływając z portu na silniku. Mercury 150KM na wolnych obrotach chodził praktycznie niesłyszalnie, a sama łódź przy prędkości spacerowej nie wytwarzała fali większej niż przeciętna żaglówka.
Pierwsza przykrość jaka mnie w porcie spotkała to dziadek, który swojej wnuczce (po wyglądzie) podniesionym głosem (abym usłyszał) raczył wyjaśnić, że motorówka jest wstrętna, bo robi hałas i falę.
Następną przykrością były 'odprowadzające mnie' linczujące spojrzenia tych 'praworządnych' z małymi spalinówkami na pantografie. Gdyby mieli strzelby nie zawahaliby się ich użyć.
Było mi wstyd. Tymczasem widzę, że niepotrzebnie Nie byłem wcale gorszy od tego dziadka, bo przecież... po cichutku, tylko z portu, bo pilarze, bo traktory, bo quady.
A gdybym następnym razem, powiedział człowiekowi - Panie zostawiaj tą motorówę w Karwicy, z Warszawy rzut beretem. Co będziesz Pan ją tachał na lawecie tyle kilometrów. Co Wy na to?