odchudzicsie
Na giełdach pokazały się popowodziowe samochody
( Sławomir Cichy - POLSKA Dziennik Zachodni )
Nawet oczyszczony, wysuszony i na pierwszy rzut oka sprawny samochód po powodzi nadaje się tylko na złom - to jednoznaczna i druzgocąca ocena ekspertów motoryzacyjnych. Niektórzy właściciele próbują się jednak pozbyć takich pojazdów oferując je po okazyjnej cenie na giełdach samochodowych lub w komisach.
Właśnie pierwsze odpicowane wraki z Dolnego Śląska, Małopolski, a nawet Podlasia trafiają na śląskie giełdy. Auta spod wody będzie można spotkać przez co najmniej kwartał. Potem zwykle znikają z obiegu handlowego, bo zaczynają być z nimi poważne problemy. Na szczęście są sposoby, aby rozpoznać takie auto i nie dać się nabrać na okazję.
- Jakie auto z powodzi? Było lekko bite z boku i dlatego są malowane drzwi - przekonywał wczoraj na giełdzie w Mysłowicach właściciel śliwkowej skody octavii z rejestracją rozpoczynająca się od litery "B". Dlaczego jednak przyjechał sprzedać auto aż z Podlasia, nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć. Podobno na Śląsku są lepsze ceny.
- Ludzie lubią tzw. okazje. Niestety w przypadku samochodu, to wyrzucanie pieniędzy w przysłowiowe błoto. Po kilku tygodniach auto, którego tak naprawdę nie da się dokładnie wysuszyć, zaczyna rdzewieć i gnić - mówi Jacek Bednorz, dealer Kia i Mitsubishi z Katowic, który może się uważać za eksperta, bo kilkadziesiąt samochodów, jakie otrzymał od firmy ubezpieczeniowej po powodzi dziesięć lat temu, nadawało się tylko do utylizacji. - (...) Jeśli po jakimś czasie pojawi się w nich nieprzyjemny zapach, bo maty wygłuszające potrafią przyjąć po kilkanaście litrów wody, to i tak pół biedy. Gorzej że często odmawia posłuszeństwa elektronika i instalacja elektryczna. Samochód staje się niebezpieczny nawet na postoju. Łatwo o zwarcia, przebicia, a w konsekwencji pożar - wylicza.
Mirosław Łagodziński, rzeczoznawca samochodowy, uważa, że przywracanie do życia zalanego wodą samochodu nie ma sensu, choć oczywiście można go naprawić w autoryzowanej stacji obsługi. - Koszty jednak są ogromne. Remont może przekroczyć wartość nowego samochodu - mówi zaznaczając, że prywatnie nigdy by takiego auta nie kupił.
Na co więc warto zwrócić szczególną uwagę przy oględzinach auta z terenów, gdzie przeszła powódź? Wszelkie zacieki, odbarwienia, plamy w obrębie deski rozdzielczej, przełączniki i kratki wentylacyjne poruszające się z trudem powinny w pierwszej kolejności wzbudzić wzmożoną czujność kupującego. Informacja, że radio się zepsuło, ale naprawa to kilka groszy, to też wskazówka, że auto może mieć burzliwą przeszłość.
O powodziowej przeszłości samochodu mogą także świadczyć wszelkie odbarwienia lub zacieki na lakierze. Warto przyjrzeć się bliżej złączom elektrycznym. Jeśli miedziane styki są zaśniedziałe albo mają dziwny nalot lub co gorsza nie dają się rozłączyć, to istnieje uzasadniona obawa, że z samochodem w przeszłości nie wszystko było w porządku.
W czasie przeglądu nie należy pominąć podwozia. (...) Zaparowane reflektory, zmatowiałe światła odblaskowe to kolejna wskazówka przeważająca szalę przeciwko zakupowi auta.
- Jeżeli istnieje cień podejrzenia, że samochód mógł być zalany przez powódź, wątpliwości rozwieje autoryzowana stacja obsługi. Jeśli właściciel nie zgadza się na takie oględziny, lepiej od razu zrezygnować z transakcji - radzi Mirosław Łagodziński.
Arkadiusz Bałazy, szef giełdy w Mysłowicach:
Po powodzi w 1997 roku dostaliśmy zlecenie od firmy ubezpieczeniowej na sprzedaż 270 samochodów popowodziowych. Ich ceny były naprawdę symboliczne, a nabywcy wiedzieli, co kupują. Żadnego z aut nawet nie próbowaliśmy odpalać. Nie monitorowaliśmy też ich dalszego losu. Być może niektóre po oczyszczeniu wróciły na drogi, bo nabywcami często byli pośrednicy. Po tegorocznej nawałnicy jeszcze nie otrzymaliśmy podobnej propozycji. Natomiast samochody z rejestracjami małopolskimi na naszej giełdzie nie są niczym nadzwyczajnym. Nawet duża ilość takich aut nie oznacza, że właściciele próbują pozbyć się pojazdów popowodziowych. Rzecz w tym, że na terenie swojego województwa nie mają profesjonalnej giełdy. Nasza jest dla nich najbliższa. Jednak zawsze obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. (...) Zalecamy dokładne oględziny, zwłaszcza stanu tapicerki w drzwiach. Warto ją zdjąć, by sprawdzić, czy w zakamarkach poszycia nie ma śladów szlamu albo innych zanieczyszczeń.
Rejestracje wyższego ryzyka
Przy zakupie, warto zwrócić szczególną uwagę na stan techniczny aut z następującymi numerami rejestracyjnymi:
BAU - Augustów,
DKL - Kłodzko i okolice,
DOL - Oleśnica,
DW - Wrocław,
FSL - powiat Słubice,
GD - Gdańsk,
GSP - Sopot,
KBR - Brzesko, Uszew,
KDA - Dąbrowa Tarnowska, Radwan,
KMY - Myślenice,
KN - Nowy Sącz,
KOL - Olkusz,
KT - Tarnów,
LC - Chełm,
OB - Skarbimierz,
ONA - Namysłow, Strzelce,
ONY - Dziewiętlice,
RDE - Dębica, Brzostek, Zawada,
RRS - Ropczyce,
SB - Bielsko-Biała,
SBI - Czechowice-Dziedzice,
SPS - Pszczyna.
Nawet oczyszczony, wysuszony i na pierwszy rzut oka sprawny samochód po powodzi nadaje się tylko na złom - to jednoznaczna i druzgocąca ocena ekspertów motoryzacyjnych. Niektórzy właściciele próbują się jednak pozbyć takich pojazdów oferując je po okazyjnej cenie na giełdach samochodowych lub w komisach. Właśnie pierwsze odpicowane wraki z Dolnego Śląska, Małopolski, a nawet Podlasia trafiają na śląskie giełdy. Auta spod wody będzie można spotkać przez co najmniej kwartał. Potem zwykle znikają z obiegu handlowego, bo zaczynają być z nimi poważne problemy. Na szczęście są sposoby, aby rozpoznać takie auto i nie dać się nabrać na okazję.
- Jakie auto z powodzi? Było lekko bite z boku i dlatego są malowane drzwi - przekonywał wczoraj na giełdzie w Mysłowicach właściciel śliwkowej skody octavii z rejestracją rozpoczynająca się od litery "B". Dlaczego jednak przyjechał sprzedać auto aż z Podlasia, nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć. Podobno na Śląsku są lepsze ceny.
- Ludzie lubią tzw. okazje. Niestety w przypadku samochodu, to wyrzucanie pieniędzy w przysłowiowe błoto. Po kilku tygodniach auto, którego tak naprawdę nie da się dokładnie wysuszyć, zaczyna rdzewieć i gnić - mówi Jacek Bednorz, dealer Kia i Mitsubishi z Katowic, który może się uważać za eksperta, bo kilkadziesiąt samochodów, jakie otrzymał od firmy ubezpieczeniowej po powodzi dziesięć lat temu, nadawało się tylko do utylizacji. - Nie odważyłbym się sprzedać takiego auta nawet po gruntownym suszeniu. Jeśli po jakimś czasie pojawi się w nich nieprzyjemny zapach, bo maty wygłuszające potrafią przyjąć po kilkanaście litrów wody, to i tak pół biedy. Gorzej że często odmawia posłuszeństwa elektronika i instalacja elektryczna. Samochód staje się niebezpieczny nawet na postoju. Łatwo o zwarcia, przebicia, a w konsekwencji pożar - wylicza.
Mirosław Łagodziński, rzeczoznawca samochodowy, uważa, że przywracanie do życia zalanego wodą samochodu nie ma sensu, choć oczywiście można go naprawić w autoryzowanej stacji obsługi. - Koszty jednak są ogromne. Remont może przekroczyć wartość nowego samochodu - mówi zaznaczając, że prywatnie nigdy by takiego auta nie kupił.
Na co więc warto zwrócić szczególną uwagę przy oględzinach auta z terenów, gdzie przeszła powódź? Wszelkie zacieki, odbarwienia, plamy w obrębie deski rozdzielczej, przełączniki i kratki wentylacyjne poruszające się z trudem powinny w pierwszej kolejności wzbudzić wzmożoną czujność kupującego. Informacja, że radio się zepsuło, ale naprawa to kilka groszy, to też wskazówka, że auto może mieć burzliwą przeszłość.
O powodziowej przeszłości samochodu mogą także świadczyć wszelkie odbarwienia lub zacieki na lakierze. Warto przyjrzeć się bliżej złączom elektrycznym. Jeśli miedziane styki są zaśniedziałe albo mają dziwny nalot lub co gorsza nie dają się rozłączyć, to istnieje uzasadniona obawa, że z samochodem w przeszłości nie wszystko było w porządku.
W czasie przeglądu nie należy pominąć podwozia. Tam także mogą znaleźć się zacieki lub odbarwienia. Zaparowane reflektory, zmatowiałe światła odblaskowe to kolejna wskazówka przeważająca szalę przeciwko zakupowi auta.
- Jeżeli istnieje cień podejrzenia, że samochód mógł być zalany przez powódź, wątpliwości rozwieje autoryzowana stacja obsługi. Jeśli właściciel nie zgadza się na takie oględziny, lepiej od razu zrezygnować z transakcji - radzi Mirosław Łagodziński.
Arkadiusz Bałazy, szef giełdy w Mysłowicach:
Po powodzi w 1997 roku dostaliśmy zlecenie od firmy ubezpieczeniowej na sprzedaż 270 samochodów popowodziowych. Ich ceny były naprawdę symboliczne, a nabywcy wiedzieli, co kupują. Żadnego z aut nawet nie próbowaliśmy odpalać. Nie monitorowaliśmy też ich dalszego losu. Być może niektóre po oczyszczeniu wróciły na drogi, bo nabywcami często byli pośrednicy. Po tegorocznej nawałnicy jeszcze nie otrzymaliśmy podobnej propozycji. Natomiast samochody z rejestracjami małopolskimi na naszej giełdzie nie są niczym nadzwyczajnym. Nawet duża ilość takich aut nie oznacza, że właściciele próbują pozbyć się pojazdów popowodziowych. Rzecz w tym, że na terenie swojego województwa nie mają profesjonalnej giełdy. Nasza jest dla nich najbliższa. Jednak zawsze obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Warto dokładnie sprawdzać pojazdy z rejonów, przez które przeszła wielka woda. Zalecamy dokładne oględziny, zwłaszcza stanu tapicerki w drzwiach. Warto ją zdjąć, by sprawdzić, czy w zakamarkach poszycia nie ma śladów szlamu albo innych zanieczyszczeń.
Rejestracje wyższego ryzyka
Przy zakupie, warto zwrócić szczególną uwagę na stan techniczny aut z następującymi numerami rejestracyjnymi:
BAU - Augustów,
DKL - Kłodzko i okolice,
DOL - Oleśnica,
DW - Wrocław,
FSL - powiat Słubice,
GD - Gdańsk,
GSP - Sopot,
KBR - Brzesko, Uszew,
KDA - Dąbrowa Tarnowska, Radwan,
KMY - Myślenice,
KN - Nowy Sącz,
KOL - Olkusz,
KT - Tarnów,
LC - Chełm,
OB - Skarbimierz,
ONA - Namysłow, Strzelce,
ONY - Dziewiętlice,
RDE - Dębica, Brzostek, Zawada,
RRS - Ropczyce,
SB - Bielsko-Biała,
SBI - Czechowice-Dziedzice,
SPS - Pszczyna.
Sławomir Cichy - POLSKA Dziennik Zachodni