odchudzicsie
For life zrób badania na własną rękę, inaczej nic z tego nie będzie.
Jakie badania ? Co mozna zrobic na własną rękę w tej kwestii ?
Przejrzalam linki , rzucila mi się w oczy doktor Alina Reichert - Bereszko w Katowicach , w Bielsku nie dostrzeglam zadnej lekarki , jesli jestem w błędzie niech mnie ktos poprawi . Muszę zalatwic skierowanie do gastrologa .
Mam pytanie do osob ktore leczą się u doktor Alicji , jakie są terminy oczekiwania w tej przychodni medisana ? I czy Pani doktor przyjmuje moze gdzies prywatnie ?
Od kilku dni męczy mnie uporczywy ciągly bol brzucha na lini srodkowej , nad pępkiem w gore , niekiedy az do mostka
Dot.: Zespół jelita drażliwego
Witam wszystkich, też mam zjd od około 2 lat raz lepiej raz gorzej. Ostatnie miesiące nie były takie tragiczne. Ograniczały się do problemów z załatwianiem (raz biegunka raz nie mogłam się załatwiać przez dwa dni). Starałam się przeczytać wszystkie posty.Mam pytanie czy zna ktoś gastrologa godnego kolecenia na terenie Katowic- dabrowy- sosnowca- będzina. Następna sprawa to piszecie o wzdęciach i bólach.. Ja czasami mam okropnie nieprzyjemny problem. i w sumie nie wiem jak go opisać, mam wrażenie że to kwestia nie całkowitego wypróżniania, i nie tyle że mam jakieś wzdęcia gazy czy inne, ale po prostu ode mnie" jedzie"... nie spotkałam się z takim postem jeszcze i wydaje mi się że moje objawy są najdziwniejsze z waszych wszystkich.Jestem zrozpaczona trochę..
jesteśmy po wizycie u pediatry.
bakterii w moczu BRAK!! za to mamy skierowanie do gastrologa bo Piotruś mega ulewa - nieważne czy zaraz po karmieniu czy 1,5 godziny po - ulewa i to dużo. Dzwoniłam do Centrum Pediatrii - tam jeździmy do wszelkich specjalistów i najbliższy termin jest na... październik. wow. Ale pani w rejestracji podała mi numer do jakiejś innej przychodni w Katowicach i tak przyjmują od ręki. Po raz drugi wow.
A ja mam dylemat.
Dzownił do mnie wczoraj facet w sprawie pracy. Jutro rozmowa. Iśc czy nie iśc? Im więcej o tym myslę tym bardziej jestem na NIE. Nie czuję się chyba gotowa żeby zostawić mojego malentasa z kimś innym i iśc do pracy..... Asia poszłaby do przedszkola - z tym to nie ma problemu ale Piotrus... nie no chyba nie umiałabym go zostawić na 8 godzin. Poza tym dojazd miałabym beznadziejny :(
Kolejny dylemat.
Zastanawiam się nad zmianą przychodni dla Piotrusia. Wydarzenia ostatnich dni sprawiły że się waham. Obecna lekarka jest nawet ok, choć jakaś dziwna - nie umiem jej do końca zaufać. Bezsprzecznym plusem było dla mnie umawianie do lekarza na konkretna godzinę ale zdążyć na tą umówioną godzinę z niemowlakiem nie jest łatwo. I to koniec plusów.
Pielęgniarki są niemiłę, pani która szczepi nie umie szczepić bo przy podawaniu szczepionki dzieciakom moich dwu znajomych igła wyszkoczyła jej ze strzykawki i szczepionka się rozlała. No comment. a na szczęście trafiłam na inną pielęgniarkę jak byłam z Młodym.
Przychodnia reklamuje się że ma całodobową opiekę medyczną. No niby ma ale na ogól dyżur ma właścicielka - okulistka. A co jak co ale nie ma chyba wielkiego pojęcia o leczeniu dzieci? Może i bym to przetrawiła ale w razie poważniejszych przypadków nie chcą przyjmować dzieci na pogotowiu ani w Centrum Pediatrii. Dlaczego? Bo dziecko nalezy do przychodni z całodobowa opieką medyczną. taaaaa. wiem to wszystko bo niestety Asi dwie kolezanki miały takie właśnie problemy.
I tak się zastanawiam - w kontekście zmiany - czy przychodnia może mi odmówić wydania kserokopii historii choroby? Czy mogą chcieć za to opłatę?
Chciałabym napisać co nie co o reakcji innych na naszą chorobę. Ja zachorowałam w maju zeszłego roku, wiadomo jak się zaczęło -przykre objawy, krew, ogromny stres, zaraz potem szpital i kolonoskopia, Bardzo to przeżywałam, tym bardziej , że cały poprzedni rok miałam bardzo dużo problemów zdrowotnych i przechodziłam b. skomplikowaną, wielokierunkową diagnostykę, badań których nikomu nie życzę (miałam wcześniej podejrzenie zespołu górnego otworu klatki piersiwej i perspektywę operacji wycięcia żebra lub zabiegu stentowania tętnicy)).
Pracuję jako lektor angielskiego (zresztą na AM w Katowicach), o mojej chorobie koleżankom w pracy opowiadałam, niezbyt sie tym przejęły - wiadomo , myślały ze mam to ze stresów (szefową mam straszną - potwór i serwowała mi bardzo dużo stresów w zeszłym roku)). Gdy zacząl sie rok akademicki w pażdzierniku, zaraz w drugim tygodniu wylądowałam na dośc długim zwolnieniu z powodu zaostrzenia objawów cu. Szefowa skomentowała to złosliwie, 'koleżanki-lektorki' też mnie zbyt nie wspierały. w 4-ym tygodniu L4 zasygnalizowałam, ze najprawdopopdoniej wracam od nowego tygodnia, po czym trach... moja gastrolog, mimo, że było ze mną lepiej, przedłuzyła mi jeszcze L4 o kolejny tydzień, tak że wyszło 5 tygodni zwolnienia. I akurat w tym 5 tygodniu mojego L4, szefowa kazała dziewczynom chodzić na moje zajęcia (wcześniej zajęcia po prostu przepadały. Dodam tu, że chodziły na moje zajęcia raptem przez ostatnie 3 dni, fakt, że musiały zostać specjalnie po godzinach. Wsciekły się strasznie i wyobraźcie sobie jaka była ich reakcja - jedna taka pindzia (nota bene są moimi rówiesniczkami) wysłała mi b. perfidne smsy, pisząc w imieniu wszystkich lektorek, że cytuję 'skoro nie masz siły pracowac i o pracy nie możesz myśleć to pomyśl o zmianie pracy i nie blokuje etatu który my za ciebie robimy, że chorobę masz ze stresów, i lepiej się zajmij tłumaczeniami w domu i zwolnij etat , bo my za ciebie robić nie będziemy', itp. itd. dodała jeszcze że tylko ja 'nadużywam L4' i że pewnie wnet pójdę na kolejne a one nie będą za mnie wiecznie pracować. Wyobrażacie sobie jak sie poczułam, jak wróciłam do pracy to z nikim od tej pory nie gadam, a z ta pindzią - inicjatorką całej nagonki na mnie to od tego czasu, czyli od listopada nawet słowa nie zamieniłam, traktujemy sie jak powietrze, a najlepsze , że one są oburzone, że ja chodzę obrazona na nie, i według nich to ja je powinnam przepraszać za moje długie L4. Brak mi wprost słow na ich zachowanie, bo one nie są w mojej skórze i nie wiedzą jak to jest i jak się czułam jak krew ze mnie leciała tak, że ledwo wychodziłam z ubikacji, ile to stresów. Ciekawe jak by się czuły gdyby też się dowiedziały, że mają nieuleczalną chorobę i będa ją już mieć do końca zycia. Im nic nigdy nie dolegało, oprócz zwykłej grypy i chyba innych badań jak pobranie krwi nigdy nie musiały mieć.
Przyznam. że zła jestem też na siebie, że tak wiele rzeczy w pracy mówiałam, łącznie z tym że kiedyś moja gastrolog mi powiedziala, że na colitis ulcerosa ona może mnie trzymac aż do 3 miesięcy na zwolnieniu, i ja o tym w pracy mówiłam, ach, jaka ja glupia byłam.
Po tym przykrym doświadczeniu mam nauczke na zawsze, nie wtajemniczac innych w szeczególy choroby, bo oni i tak nie zrozumieją i nie tłumaczyć się!!!! Naprawdę, bo potem was ludzie będą rozliczać z każdego slowa, które powiedzieliście. Ja już nie mam do nikogo zaufania, przeżywam to bardzo, bo ostatni rok była dla mnie okropny - ledwo, ze wykryli mi cu, to jeszcze tak bardzo się zawiodłam na ludziach. Teraz nie mam w sumie żadnych kolezanek, ale wolę to niż takie 'pseudokoleżanki'.
Co do mojej pracy - to jest fajna, lubie ja, i chyba zrozumiałe jest, że teraz przy tej chorobie etat jest mi bardzo potrzebny bo daje mi zabezpieczenie , mam płacone wszystkite składki i darmowe leczenie itp. I na pewno z pracy nie zrezygnuję!!!! A jak u was środowisko w pracy zareagowało na chorobę? Kreska