Indeks odchudzicsieKabaret DNO Śmierć na drodzekawały o Kaczyńskim po śmierciKażde pokolenie Kombi mp3Kawiarnia Pożegnanie z Afrykąkawały Hitlerpuzle BubbleKAUFLAND ofertaudrożnienie nosakawalerskie Opolekkiedy zaczną się wyprzedaże w Anglii
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl
  •  

    odchudzicsie


    straciłam wszystkich których kochałam matke,ojca,babke nie miałam nikogo walczyłam o zycie a lekarze mówili ze już nigdy nie bedę chodziła pragnełam jedynie śmierci nieczego tak bardzo nie pragnełam jak zamknąć oczy i zasnąć a kiedy śmierć zajrzała mi w oczy załowałam każdej swojej myśli załowałam i wtedy dopiero doceniłam zycie a pragnienie było silniejsze od bólu i strachu nikomu nie zyczę takich doświadczeń.Dzisiaj głęboko wierzę w slogan "co cie nie zabije to cię wzmocni" dopiero teraz doceniłam życie mimo bólu potrafię się uśmiechać czego i tobie życzę.

    to dobrze, że Ci się tak udało wypaść z tej dziury, można tylko pogratulować.
    Natomiast ja nie widzę w tym nic złego, w takich myślach, każdy ma swoje życie i jeśli ono go przerośnie, to często nie pozostaje nic innego. A temat, wbrew niektórym opiniom, jest związany jak najbardziej ze stomatologią, ale szczegóły nie są takie ważne.
    Po prostu nie mogę wyjść z choroby i wychodzi na to, że wypada się albo pogodzić albo się pożegnać. Nie piszę o tym w kontekście użalania się, itp. Dlatego, bo w śmierci nie widzę nic złego i się jej nie boję. Lata wprawy w takim myśleniu zrobiły swoje, nauczyły się nie bać.





    piekny post Kasiu.

    I dotykasz waznej rzeczy, tak oczywistej- a jednoczesnie ona umyka. Jujka pisze- ze nie modli sie o cud, ale zeby patryk odszedl i juz nie cierpial a wraz z nim jego rodzina. No wlasnie- a co z jego wolna wola? moze on wlasnie nie chce po prostu umrzec? Moze stad cierpienie tak wielkie, ze to on czepia sie kazdej z nitek zycia- by jeszcze raz spohjrzec na mame, na tate? o ja sadze ze dzieci wiedza ze umieraja.

    Mysle ze pozegnanie jest trudne dla obu stron, nie tylko dla cierpiacych rodzicow, bezradnych wobec cierpienia dziecka.

    nijednokrotnie sie spotkalam w opisach na stronie "dlaczego" i innych- jak dzieci umieraly dopiro po wyjsciu rodzica. jak on zasnal. Lub po tym jak matki sie z nimi pozegnaly- tylko jakos w dyskusji o tym na co Bog pozwala a na co nie- jakos przegapilam ten drobny fakt- ze to cierpiace dziecko tez ma wolna wole. Ile razy slyszlam "lekarza dawali miesiac zycia a moja babcia zyla jeszcze pol roku. ba- ja sama obserwowalam szwung, ktory z mojej babci, mowiacej tylko i wylacznie o smierci- zrobil w mare zywotna starsza pania- to jej prawnuki postawily ja do pionu.

    Boimy sie cierpienia. Dyskutujem,y o eutanazji i o tym czy z cierpieniem mozna zyc. I latwo zapomniec ze cierpienie to- byc moze- nie wszystko. I ze to ten maly czlowieczek zegna sie ze swiatem. I byc moze trudno mu to zrobic.


    Myślę, że NICZEGO nie da się porównać do widoku umierającego w męczarniach własnego Dziecka... Berek... Dlatego posłuszna wędrówka po drogach boskich i Twoje piękne skądinąd słowa, to jest dla mnie teoria...
    mysle ze wlasnie umeiranie samego dziecka w jego wlasnych meczarniach- wlasnie to jest tym czyms jujka. tylko czlowiek w najszlachetniejszych porywach duszy, uszlachetniony cierpieniem, udreczony z milosci- nadal jest tylko czlowiekiem ze swoim jakze ludzkim egocentryzmem.
    Kiedy przemo lezal w szpitalu- zdazalo mi sie plakac mezowi w sluchawke- ze ja nie moge. Ze dawki jego cierpienia wchlaniane przede mnie- sa moim Everestem. A przeciez to przemo cierpial- nie ja. Jesli to byl moj everest- to czym to bylo dla niego? dla malego chlopczyka, ktory znal tylko szczescie radosc i milosc? czym droga, ktora Przechodzi Patryk- czym ona jest dla niego?



    Podobało mi się.
    Miałaś ciekawy pomysł. Po pierwsze, uśmierciłaś Edwarda, już na samym początku, co się raczej nie zdarza - bo jak można żyć bez Edwarda? Widać, że czytałaś BD, ale moim zdaniem wyciągnęłaś z niego to, co najlepsze - czyli po prostu ślub i przemianę Belli. Wszystko jest pięknie i ładnie, a potem ten feralny spacer. Podobała mi się ta scena. Wściekłość Belli, Edward pogodzony z tym, co się ma stać. Potem Bella atakuje wampirzycę, a kiedy już z nią kończy, okazuje się, że została sama.
    Wszystko to było tak dobrze obmyślane i realistyczne w pewnym sensie. Na przykład, gdy Bella w końcu poczuła chęć zemsty, a Jasper zareagował na to tak gwałtownie - myślał, że grozi im z jej strony niebezpieczeństwo. Brakowało mi trochę cierpienia Cullenów, chociaż Esme zachowała się jak zrozpaczona matka, a Emmett był dla Belli taki opiekuńczy.
    Kiedy akcja zaczęła się rozwijać, ty zaczęłaś mieszać. Dobrze, że miałam już gotowy cały tekst do przeczytania, bo gdybym musiała czekać na kolejne notki, byłoby to trochę frustrujące. Skakałaś z akcją, nie wiadomo było, co się dzieje, ale wiadomo było, co się stanie. Bella poszła się poświęcić do Volturich, a raczej była tajną agentką, której celem było zlikwidowanie Aro. Czy Aro nie miał przypadkiem żony? xD W każdym bądź razie nie przeszkodziło mu to w obdarzeniu Belli pewnego rodzaju uczuciem, namiętnością. Misja się powiodła. Bella uwiodła Aro, który wcale nie jest głupi, ale dał się spalić. A ona razem z nim.
    Nie wiemy, co się stało z Haraldem, z Cullenami, i tu czuję trochę niedosyt. Nie wiadomo, czy Kajusz i Marek chcieli się mścić, o co chodzi z tą armią, i czy śmierć Edwarda naprawdę została pomszczona. Wiemy, że mimo wszystko znowu są razem...
    Cała opowieść napisana jest w takim minimalistycznym stylu. Wiele z nas, w tym ja na pewno, mając taki pomysł, pewnie bardziej by go rozwinęła, wydłużyła, wszystko dokładniej opisała, co nie znaczy, że taka prostota przedstawiona przez ciebie jest wadą. Każda scena, którą opisałaś, jest bardzo ważna i niemal każda zasługuje na miano "kultowej", w pewnym sensie. Chodzi mi o to, że długo będę pamiętać potyczkę Belli i Aro, pożegnanie z Cullenami (Emmett - Pisz często!), Bellę atakującą swoją rodzinę, rozmowy z Alice. Dosadne dialogi, żadnego kluczenia - to mi się podobało. Chociaż gdybyś bardziej skupiła się na uczuciach, pewnie bardziej by mnie to wzruszyło. Z drugiej strony, nie warto popadać w ckliwość.
    Błędów rażących nie wyłapałam, nie przepadam tylko za zdaniami zakończonymi wykrzyknikiem xD
    Czekam na więcej
    Pozdrawiam!



    (Flp 3,8-9)

    Wyzułem się ze wszystkiego i uznałem to za śmieci, bylebym pozyskał

    Chrystusa i w Nim się znalazł.



    (Łk 9,57-62)

    Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą,

    dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki

    powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę

    mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział:

    Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu:

    Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże!

    Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw

    pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada

    rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.





    Komentarz



    Wspominamy dziś św. Teresę od Dzieciątka Jezus (1873-1897), zwaną małą

    św. Tereską. Wstąpiła ona w wieku 15 lat do karmelitanek bosych w Lisieux.

    Kilka lat temu, w stulecie swej śmierci, została ogłoszona doktorem

    Kościoła. Jej życie uczy nas pokornej, ufnej drogi dziecka Bożego, które

    szuka miłości Boga w cierpieniu i radości, w rzeczach tak drobnych i

    zwyczajnych, jak podniesienie igły z podłogi. Uczestnicząc w Eucharystii,

    ofiarujmy razem ze św. Tereską każdą chwilę naszego życia Ojcu

    niebieskiemu. Niech zapłonie w nas ogień Jego miłości.



    Pamiętam ten okres na ojomie, kiedy człowiek rozpamiętuje każde słowo lekarza, każdy jego gest. Jak wiele zależy wtedy od informującego, wzlatujemy albo wyjemy z rozpaczy. Było źle, bardzo źle, najpiękniejsze słowo dla mnie z tamtego okresu to "stan stabilny". Ale nikt mi nie powiedział wprost, że odchodzi. Mówiono o planowanych badaniach, lekach. I bardzo dobrze, to znaczyło dla mnie, że coś można zrobić, że próbują.
    Raz w innym szpitalu powiedziano mi, że Aneta umiera. Wielki Piątek, szykowałam ja na przepustkę świąteczną,fajny dzień na taką wiadomość. Mówiono, że mam przyjść z pozostałymi dziećmi do niej w święta, żeby mogły się z nią pożegnać. Całe grono lekarzy w gabinecie ordynatora tłumaczyło mi, że ona juz z tego nie wyjdzie, umiera, będzie coraz gorzej i nie ma na to ratunku. Nic nie można zrobić. Moja pierwsza myśl to zabrać ją do domu, nie leżała przecież pod żadnymi pompami czy innymi ustrojstwami, więc pomyślałam, że ją zabiorę. Tłumaczono mi, że będzie się męczyć w chwili śmierci, pamiętam to określenie "świadomie dusić" i tu w szpitalu będą mogli jej ulżyć w cierpieniu. Nie potrafili mi powiedzieć jak długo to będzie trwać. Mam do nich żal, za te słowa, za brak wiary, za odpuszczenie sobie jej. Na początku był szok i wypieranie, rozpacz, niemoc. Nie mogłam jej pomóc. Z płaczem zadzwoniłam do CZD. Życie Anety uratowała ta jedna rozmowa z docentem Maruszewskim i konsultacja jego i kardiolog prowadzącej w szpitalu wojewodzkim po której włączono jej nowe leki. Konsultacja telefoniczna na prośbę płaczącej matki. Ten żal do tamtych lekarzy pozostanie, nie zrobili nic, najłatwiej było powiedzieć, że nic już zrobić nie można. Nie chcę w to mieszać zD, ale może to dlatego? Czy lekarze mogą być tak okrutni? Może gdyby chodziło o "zdrowe" dziecko reagowali by inaczej?



    "...jak cegła przy cegle."
    Pierwszego dnia ferii zaroiło się od harcerzy. Wyjazd do Osowca.
    Droga nie była zbyt długa(8 min) i stamtąd do ośrodka szliśmy pieszo.
    Rozlokowaliśmy się w sali nr 4, wdzięcznie zwanej kadrówką
    Apel rozpoczynający,a na nim rytualne nadanie kryptonimów.
    Nazwy poszczególnych batalionów nawiązywały do prawdziwych, historycznych.
    Kadra (batalion "Czata 49") to:
    - komendant - ks. Maciek Słysz (ORSZA)
    - zastępca komendanta - ks. Tadeusz Białous (GROT)
    - drugi zastępca komendanta - Agnieszka K. "Aqua" (INKA)
    - oboźny - Michał Szeszko (MONTER)
    - kwatermistrz - Ola Lulewicz (ZOSIA żELAZNA)
    - nasłuchowy - Kasia Brzozowska (SOWA)
    - patrolowo- wartownicza - Agnieszka Grygo "Szkrabusiek" (HANKA)
    - kuchnia - Pina (MARYŃA)
    - szturmowa - Ewa G. (DOROTA)
    - lazaret - Madzia A. (ZOSIA DUŻA)
    - rozpoznawcza - Klaudia K. (HALSZKA)
    - Karolina, Mateusz i "Zupa" mogli cieszyć się byciem uczestnikami.

    Wieczorem, zaraz po kolacji odbyło się świeczkowisko, na którym poruszany był temat patriotyzmu. Zaraz po nim usłyszeliśmy gwizdek i rozkaz, aby natychmiast opuścić szkołę wraz ze swoim bagażem.

    Wtorek rozpoczął się musztrą, której nie zabrakło każdego dnia. Po obiedzie były śpiewanki. Wieczorem było świeczkowisko poświęcone wojnie, braterstwu. Miało na nim miejsce przedstawienie znaczenia historycznego nazwy każdego batalionu.
    Około 01:30 był alarm nocny. Niemal każdy uczestnik (oprócz batalionu "Chrobry II") przemaszerował w ciszy do przydrożnego krzyża, gdzie złożył swoje przyrzeczenie powstańcze.
    We środę zwiedzaliśmy Twierdzę Osowiec. Przy wejściu na teren jednostki wojskowej spotkaliśmy drużyny 173 PDH i 2 PDW, które przyłączyły się do nas.
    Po powrocie każda grupa musiała narysować na brystolu znak swego batalionu i nauczyć się wiersza powstańczego na pamięć.
    Wieczorna msza w okolicznym kościele była... Taka inna. (Ale inna nie znaczy gorsza!)
    Po powrocie ogłoszono zaciemnienie, aby wykluczyć wykrycie naszego budynku przez myśliwce lecawe tą trasa (nie wazne skąd i dokąd). Pomimo zakazu zapalania światła, nie było źle. To właśnie tego wieczoru odbyła sie akacja "S". Niemcy, Żyd, pijacy i przede wszystkim wariatka - Celesta przejdą do historii. Podobnie jak hymn Polski odśpiewany z TĄ euforią i dumą.
    Czwartek był dniem bardzo długim. Popołudniowe "pięćdziesiątki" były bardzo ciekawe. Wieczorem na świeczkowisku nasz wicekomendant przybliżyła nam postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Później obejrzeliśmy film - śmierć rotmistrza Pileckiego. W nocy wyszliśmy na Toki. Bataliony, które mijały nasze "niemieckie patrole", podobno miały niezłego pietra. Na zakończenie wędrówki zostało rozpalone ognisko, które na długo zostanie w pamięci. Ksiądz Maciek złożył przysięgę instruktorską, a Agnieszka K. i Michał Sz. dostali naramiennik wędowniczy (gratulacje!).
    Zmoknięci, ale pełni wrażeń wróciliśmy do ośrodka.
    Ostatnia noc w tym fantastycznym miejscu. W piątek odbyły się recytacje wierszy powstańczych i napisanych przez uczestników listów do bliskich. Pakowanie i przywracanie szkoły do porządku.
    Nienawidzona przez wszystkich chwila pożegnania nadeszła niespodziewanie szybko.
    Powrót do ciepłego domu z bagażem pełnym wspomnień.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  •