odchudzicsie
Jeszcze w dziesięć lat po jego śmierci w zakonie jezuitów słyszy się pełne
pasji, różnorodne opinie o ojcu Arrupe: są tacy, którzy utrzymują, że nie jest
on godny grobowca w Kościele Jezusowym, inni zaś pragną uznania go za
błogosławionego, a następnie za świętego.
*
Karol Wojtyła wyniósł na ołtarze innego Hiszpana Josemarię Escrivę de Balaguer
(markiza de Peralta). Stanowcze odrzucenie Baska Arrupe i równie stanowcze
wywyższenie Aragończyka Escrivy ujawniają pewien aspekt charakteru Karola
Wojtyły: stanowczość i stałość w uczuciach. To jedna strona tej osobowości,
cecha człowieka nie tylko czynu ale i władzy.
Druga strona to mistycyzm nadający wymiar ascetyczny autorytetowi monarchy.
Uprzedzenia do generała jezuitów i łaska, jaką darzył założyciela Opus Dei,
pozostały w nim trwałe jak opoka. A przecież portret Escrivy, jaki wielu
kreśliło za jego życia i po śmierci, mógł budzić wątpliwości, a w każdym razie
kazać dłużej się zastanowić kongregacji przeprowadzającej procesy beatyfikacji
i kanonizacji. Czasem trwają one całe wieki. Proces beatyfikacyjny założyciela
Opus Dei (zmarłego w 1975 r.) był nadzwyczaj krótki: dziesięć lat, co w
działalności Kościoła oznacza parę minut.
Przeprowadzano go w wielkim pośpiechu, mimo (dość licznych) świadectw, które w
innych okolicznościach zainteresowałyby raczej «adwokata diabła», którego
zadaniem jest sprawdzić wychwalane cnoty kandydata na ołtarze. Starzy
członkowie Opus Dei (instytucji składającej się w większości ze świeckich, ale
kierowanej przez księży) opisywali Josemarię Escrivę jako człowieka raczej
megalomańskiego, zarozumiałego, łatwo wpadającego w gniew, kłamliwego,
antyfeministę, pronazistę i antysemitę. A przede wszystkim związanego niejedną
nicią z reżimem frankistowskim. Inni, których wysłuchano, wymieniali jego
liczne cnoty. Dzięki procedurze uproszczonej przez Wojtyłę, nie wymaga się już
dwóch cudów, by zostać błogosławionym. Wystarcza jeden. Cud przypisywany
Josemarii Escrivie (uzdrowienie kobiety chorej na raka) budził wątpliwości
wielu ekspertów.
Dużo już powiedziano na temat Opus Dei: że przypomina mafię («świętą»),
masonerię («białą») albo też, wręcz przeciwnie, jest wielką ideą XX wieku
wprowadzenia świętości do życia codziennego. Organizacja częściowo tajna
skłania do fantazyjnych interpretacji być może niesłusznych - tego, co jest
ukryte. [zobacz więcej]
Karol Wojtyła, wiedzący więcej niż zwykli śmiertelnicy, wybrał bez wahań wersję
korzystną dla Opus Dei, a w Kościele jego decyzja jest nieodwołalna, choć nie
wyklucza się krytyki.
Nie tylko przedstawił założyciela Opus Dei jako wzór do naśladowania w życiu,
ale samej instytucji przyznał status «prałatury osobistej», to znaczy mającej
autonomiczną jurysdykcję, co jest wyjątkowym przywilejem, wręcz - jak słyszę -
bezprecedensowym. Członkowie wielkich zakonów religijnych podlegają władzy
biskupa, kiedy działają na terenie jego diecezji (z wyłączeniem tego, co
dotyczy w ścisłym sensie wewnętrznego życia wspólnoty, do które należą).
Członkowie Opus Dei podlegają natomiast tylko swemu przełożonemu, który ma
siedzibę w Rzymie. Są jakby - zdaniem krytyków - «Kościołem w Kościele». Jan
Paweł II przyznał mu to, przed czym tylu papieży się wzdragało. Zasady głoszone
przez Opus Dei są często sprzeczne z tymi, którymi kierował sie Pedro Arrupe.
Może to tłumaczyć słabość Wojtyły do Josemarii Escrivy.
Przed konklawe Wojtyła poszedł na jego grób. Zostawszy papieżem mianował swoim
rzecznikiem wybitnego działacza Opus Dei: Joaquina Navarro Vallsa.
*
Może tu wchodzić w grę wdzięczność za pomoc uzyskaną w czasie gdy Wojtyła jako
metropolita krakowski znajdował się na pierwszej linii walki z panującym
jeszcze komunizmem.
Prawdziwy monarcha nie zapomina. W homilii wygłoszonej w hołdzie Josemarii
Escrivie, «wzorowemu kapłanowi», papież wspomniał (i pośrednio usprawiedliwił)
o dobrach materialnych, których Opus Dei nie zaniedbuje, choćby dlatego, że
działa wśród możnych i bogatych. Nie ma powodu, by potępiać posiadanie dóbr
materialnych, «jeśli używa się ich właściwie, ku chwale Stwórcy i w służbie
braciom». Nic nowego w Kościele trwającym od 2000 lat. Należy to do tradycji
BERNARDO VALI
La Republica, 26 IV
podane za: Forum, nr 22, 27 maja 2001
Niepokorni synowie Kościoła
humbak napisał:
> Poza tym nienajlepsze rzeczy słyszałem na temat jego poglądów. Nie wiesz, czy
> gdzieś nie ma jakichś tekstów kazań, czy czegoś? Bo to istotna sprawa jak dla
> mnie, a nie lubię gadać bez poparcie dowodami.
To jest bardzo dobry tekst umieszczony na oficjalnej witrynie Kościoła.
Jarosław Makowski, "Niepokorni synowie Kościoła"
Jakie koszty musi dziś płacić Kościół w Polsce za fakt, że jest głosicielem
Ewangelii wolności? Czy cena ta polega na tym, że wewnątrz samego Kościoła
pojawiają się wierni duchowni czy świeccy, którzy rzekomo broniąc Narodu i
wiary, kwestionują decyzje swoich biskupów? Czy wolność oznacza brak poczucia
odpowiedzialności za Kościół i drugiego człowieka, obojętność wobec przejawów
zła i nienawiści?
Od dłuższego już czasu bohaterami polskiego życia publicznego są
rzymskokatoliccy księża bądź wierni, którzy deklarują, że bronią polskości,
wiary i symboli chrześcijańskich przed rozmaitymi wrogami Kościoła i Ojczyzny.
Ich postawa bywa często niezgodna z decyzjami i oficjalnymi oświadczeniami
zarówno poszczególnych biskupów ordynariuszy, jak i Księdza Prymasa. Powstaje
więc pytanie: czy hierarchowie mogą zapobiec postawom niesubordynacji? Czy
posłuszeństwo, które w Kościele zawsze było traktowane jako cnota, dziś odeszło
już do lamusa? A może postawy nieposłuszeństwa są po prostu ceną, jaką Kościół
płaci za głoszenie Ewangelii wolności?
PUŁAPKI ANTYSEMITYZMU
Ksiądz prałat Henryk Jankowski jest kapłanem zasłużonym i znanym. Jego parafia
była kolebką "Solidarności", a on sam w świadomości wielu Polaków pozostaje
postacią symbolizującą walkę z systemem komunistycznym. Dziennikarze zachodni
pamiętają go jako człowieka, który umożliwiał im dostęp do Lecha Wałęsy. Czy
można się dziwić rozgłosowi, jaki nadano kilku jego wypowiedziom, które miały
wyraźnie antysemicki charakter?
W 1995 roku proboszcz kościoła św. Brygidy mówił w homilii, że "gwiazda Dawida
jest wpisana w symbole swastyki oraz sierpa i młota". Arcybiskup Tadeusz
Gocłowski oświadczył wówczas: "Odstępuję od sankcji kanonicznych, natomiast
kieruję do księdza zdecydowane upomnienie i ostrzeżenie kanoniczne, które w
wypadku podobnych tego typu postaw i wypowiedzi pociągnie za sobą konsekwencje,
włącznie z utratą placówki duszpasterskiej księdzu zleconej". Braterskie
upomnienie, którego udzielił ks. Jankowskiemu metropolita gdański, nie
poskutkowało. Dwa lata później ks. prałat stwierdził w czasie homilii, że "nie
można akceptować mniejszości żydowskich w naszym rządzie (...), trzeba się
przeciwstawić wszelkiemu złu i arogancji, którą demonstrował p. Geremek w
telewizji, nie będąc jeszcze ministrem spraw zagranicznych i uważam, że nie
powinien nim być". Wypowiedź ta spowodowała, że abp Tadeusz Gocłowski, jako
bezpośredni przełożony ks. Jankowskiego, podjął decyzję o zastosowaniu sankcji
karnych, zawieszając duchownego w czynnościach proboszcza parafii św. Brygidy
na okres jednego roku. W uzasadnieniu swojej decyzji o zakazie głoszenia kazań
metropolita gdański napisał: "ksiądz prałat nie jest antysemitą, ale wpada w
pułapki antysemityzmu, niepotrzebnie angażuje się w sprawy polityczne.
Oczywiście jest to odbierane jako antysemityzm. Gdyby nie zajmował się
polityką, to nie byłby posądzony o antysemityzm".
www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IK/syn.html
Poszperasz, to znajdziesz sam inne.
PUŁAPKI ANTYSEMITYZMU
PUŁAPKI ANTYSEMITYZMU
Ksiądz prałat Henryk Jankowski jest kapłanem zasłużonym i znanym. Jego parafia
była kolebką "Solidarności", a on sam w świadomości wielu Polaków pozostaje
postacią symbolizującą walkę z systemem komunistycznym. Dziennikarze zachodni
pamiętają go jako człowieka, który umożliwiał im dostęp do Lecha Wałęsy. Czy
można się dziwić rozgłosowi, jaki nadano kilku jego wypowiedziom, które miały
wyraźnie antysemicki charakter?
W 1995 roku proboszcz kościoła św. Brygidy mówił w homilii, że "gwiazda Dawida
jest wpisana w symbole swastyki oraz sierpa i młota". Arcybiskup Tadeusz
Gocłowski oświadczył wówczas: "Odstępuję od sankcji kanonicznych, natomiast
kieruję do księdza zdecydowane upomnienie i ostrzeżenie kanoniczne, które w
wypadku podobnych tego typu postaw i wypowiedzi pociągnie za sobą konsekwencje,
włącznie z utratą placówki duszpasterskiej księdzu zleconej". Braterskie
upomnienie, którego udzielił ks. Jankowskiemu metropolita gdański, nie
poskutkowało. Dwa lata później ks. prałat stwierdził w czasie homilii, że "nie
można akceptować mniejszości żydowskich w naszym rządzie (...), trzeba się
przeciwstawić wszelkiemu złu i arogancji, którą demonstrował p. Geremek w
telewizji, nie będąc jeszcze ministrem spraw zagranicznych i uważam, że nie
powinien nim być". Wypowiedź ta spowodowała, że abp Tadeusz Gocłowski, jako
bezpośredni przełożony ks. Jankowskiego, podjął decyzję o zastosowaniu sankcji
karnych, zawieszając duchownego w czynnościach proboszcza parafii św. Brygidy
na okres jednego roku. W uzasadnieniu swojej decyzji o zakazie głoszenia kazań
metropolita gdański napisał: "ksiądz prałat nie jest antysemitą, ale wpada w
pułapki antysemityzmu, niepotrzebnie angażuje się w sprawy polityczne.
Oczywiście jest to odbierane jako antysemityzm. Gdyby nie zajmował się
polityką, to nie byłby posądzony o antysemityzm".
Głos zabrał również prymas Józef Glemp, który powiedział: "Kara nałożona na ks.
Jankowskiego jest dla niego ostrzeżeniem, by bardziej włączył się w
przekazywanie dobroci i perswazji, niż w takie bardzo ostre polityczne
wystąpienia". I dodał: "jest to człowiek zdolny, kochający Kościół i Ojczyznę,
może trochę inaczej niż inni, ale poza swoim temperamentem ma dużo walorów".
Bardziej zdecydowany był bp Tadeusz Pieronek, ówczesny sekretarz Konferencji
Episkopatu: "Ks. Jankowski powraca do tych spraw w sposób naganny. Nie możemy
klasyfikować ludzi w ten sposób. Kościół ma mandat od Chrystusa - zwraca się do
każdego człowieka z szacunkiem". W wystąpieniu telewizyjnym bp Pieronek
dodał: "Powtarzające się jak recydywa wystąpienia wymagają zdecydowanego
działania. Coś z tym trzeba zrobić. To szkodzi Polsce i Kościołowi".
Postanowienie o zawieszeniu w czynnościach prałata Jankowskiego spotkało się z
żywą reakcją ze strony wiernych. W gdańskiej parafii zbierano podpisy pod
petycją w obronie proboszcza. Żądano spotkania z metropolitą gdańskim, aby
przekonać go, że kroki podjęte wobec prałata są zbyt surowe: "Broniliśmy
księdza prałata przed władzami komunistycznymi i przed postkomuną, teraz musimy
stanąć przed niektórymi przedstawicielami władzy kościelnej" - czytamy w
wydanym oświadczeniu. Abp Gocłowski skomentował: "ludzie, którzy domagają się
przywrócenia proboszczowi św. Brygidy prawa do głoszenia kazań, występują
przeciw Kościołowi".
www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IK/syn.html