odchudzicsie
" />Nie jest do końca tak jak piszecie. Samobójcę tak samo jak człowieka niepraktykującego, czyli nie oddającego kartek do spowiedzi wielkanocnej, ksiądz może nie chcieć odprawić mszy św. pogrzebowej w jego intencji oraz wprowadzić ciała do kościoła. Może ale nie musi. Wszystko zależy od sytuacji. Bylem naprawde na wielu pogrzebach i różnie to bywało. Czasmi było np. tak, że trumna z ciałem była w zakładzie pogrzebowym. Wkościele odprawiane zostało nabożeństwo żałobne (nie pogrzebowe!) a później ksiądz udawał się do zakłądu pogrzebu lub domu, gdzie było ciało (bez zadnej procesji) i robił tzw. wyprowadzenie zwłok na cmentarz i dalszy znany rytułał.
Jak już pisałem wcześniej - samobójstwo to najcięższy grzech człowieka w jego doczesnym życiu. z punktu widzenia wiary katolickiej człowiek nie może popelnić gorszego grzechu.
" />
">Tak, jest to Polska tradycja. Nie wiem czy jeszcze gdzieś na świecie jest praktykowane dwudniowe świętowanie.
Oj całkiem sporo tego na świecie jest:
http://en.wikipedia.org/wiki/Easter_Mon ... al_holiday
No tyle tzw. "dyngus" to już słowiańska, gł. polska specyfika.
">jeszcze zapytam, skoro to katolicka tradycja, dlaczego jest czerwona kartka w kalendarzu? czemu jest swietem koscielnym, skoro, de facto, nie ma obowiązku uczestnictwa we mszy?
Przeczytaj jeszcze raz mój link, tam już sporo jest wyjaśnione. Sobota też z reguły jest wolna od pracy, a ludzie nie walą do Kościołów.
Są święta obowiązkowe, zalecane i "normalne" niedziele. W wielu krajach nie-katolickich przykładowo 26.grudnia jest dniem pracującym. Dlatego dla najważniejszych świąt chrześcijańskich Kościół ogranicza obowiązek na dzień głównego święta. Co nie oznacza, że jako katolik wystarczy "odbębnić program minimum".
Znam też wielu ludzi, którzy z różnych przyczyn czy to na Wielkanoc czy na Boże Narodzenie nie mogą iść do kościoła. Wtedy "nadrabiają" to właśnie w drugi dzień. Może to nie całkiem zgodne z literą prawa kanonicznego, ale czasem dobre i to.
A propos Wielkanocy taka anegdotka... Stałam kilka dni temu na poczcie, aby zapłacić rachunek. Kiedy ja stałam w kolejce, to ludzie - zapewne katolicy, bo na co by komu innemu były kartki z Jezusami, barankami i Allelujami - rozkradli (nie, kupili - pokradli; nawet same panie w okienku mówiły, że nie były w stanie upilnować) kartki z koszyków, które były rozstawione przy okienkach pocztowych. A potem wyślą te kartki do rodziny i znajomych, łamiąc przy tym pewne przykazanie. (Domniemam, że ateiści tego nie zrobili).
Co zaś do tego, jak zamierzam spędzić święta... Jak każdy weekend a ponieważ chodzę spać nad ranem i wstaję po południu, to zapewne, kiedy wstanę w ten dzień, to będzie już dawno po wielkanocnym śniadaniu a może i odgrzewany obiad zjem, dobierając się po drodze do ciast. Później zajmę się czymś dowolnym. Jak w każdą wolną chwilę.
hm, hm, hm...no więc... moja rodzina katolicka, dziadkowie i ciotki oczywiście z wielką powagą , moi rodzice tylko jako tradycję a ja... a dla mnie to po prostu święto wiosny i okazja żeby spędzić czas z rodzicami siostrą...wracam do korzeni pogańskich i niech żyje przesilenie wiosenne ;] Są dekoracje wiosenne ( ale nie wielkanocno-religijne) : żonkile, drzewko wiosenne z quqardkami, kolorowo etc.
Będzie obiad z rodzicami i siostrą dziś, jutro jedziemy do Wisły na 2 dni nordic walking. W poniedziałek ja jadę z przyjaciółką do spa nad morze. Uciekamy żeby nie być zmuszanym do spędzania wolnych dni przy stole z resztą rodziny.
A w wieli piątek tortilla w McShitcie smakowała super... a co zabawniejsze, to zejście tzw "Mcfishy" było tego dnia zaskakujące... co ruga osoba zamawiała. I góry frytek. Dziwni ci katolicy, jak post to post a nie zapcham się do nieprzytomności smażonymi kartoflami z majonezem.
No wiec... mój stary ale wciąż ulubiony Zając Mroku życzy, oby każda Noc była Wielka... ;P
http://wielkanoc.playmobile.pl/kartka.html?2
Aby dla wątpiących dopełnić obrazu JPII w aspekcie religijnym, pozwolę sobie przytoczyć własny artykuł, opublikowany na forum Alternatywa.pl w 2005 r., kilka dni po jego śmierci. Styl może trochę w tych okolicznościach emocjonalny (odreagowanie ogólnonarodowej paranoi), ale upływ czasu nie zmienił mojej oceny zjawiska. Może tylko byłem zbyt optymistyczny co do mającego nastąpić rozkładu ideologii watykańskiej - na razie nie widać wyraźnych oznak tego zjawiska, przynajmniej w Polsce.
Prorok popreligii
JPII określa się ostatnio jako jedną z ikon popkultury. Uważam, że jest to duże uproszczenie, nie określa bowiem socjologiczno-religijnej specyfiki zjawiska pod nazwą JPII. Stąd też, proponuję przez analogię określenie âŸpopreligiaâÂÂ.
Ktoś może powiedzieć, że termin âŸpopreligiaâ nie ma sensu, gdyż religia z założenia jest dla mas, dlatego terminu tego nie traktuję dosłownie, lecz w wyłącznie na potrzeby tego artykułu, jako określenie formy marketingu religijnego, realizowanego przez JPII.
W II poł. lat 60. ub. wieku, w Europie zachodniej i USA miały miejsce zjawiska określane mianem âŸkontrkulturyâÂÂ, których najbardziej spektakularnym przejawem była muzyka rockowa (w Polsce używano wówczas terminu âŸbigbitowaâÂÂ), z tego też okresu wywodzi się termin âŸpopkulturaâÂÂ. W dziedzinie obyczajowej, następowało kwestionowanie przez młode pokolenie dotychczasowych, tradycyjnych wartości mieszczańskich, do których należała również religia. Postawiło to przed Krk nowe wyzwanie - jak zapobiec nadmiernej laicyzacji młodzieży, w wyniku czego doszło do powstania nowych form indoktrynacji tej grupy owieczek. Powstały lub zostały zintensyfikowane różne formy katolickich organizacji młodzieżowych. Zaczęli stopniowo pojawiać się âŸnowocześniâ księża, którzy grali na gitarach i śpiewali âŸreligijneâ pieśni, często w aranżacji rockowej, razem z młodzieżą uprawiali sport i turystykę. Jednym z prekursorów nowego rodzaju duchowych uwodzicieli młodzieży był zapewne Wojtyła, zwany przez swych fanów âŸWujkiemâÂÂ.
Uważam, że metoda tzw. pielgrzymek, stosowana w całym okresie pontyfikatu JPII, była po prostu przeniesieniem na szersze forum doświadczeń z okresu indoktrynacji młodzieży, uzupełnionym o aspekt medialny. Na ten lep, niestety, dali się nabrać również ludzie starsi, od których należałoby oczekiwać pewnego krytycyzmu i dystansu.
Czym charakteryzuje się popreligia? Jest to całkowite odejście od duchowego, wewnętrznego aspektu przeżywania religii i zastąpienie go instynktem stadnym, podczas masowych, pseudoreligijnych spędów, co ma miejsce nie tylko w odniesieniu do bezpośrednich uczestników tych zdarzeń, ale również widzów przed telewizorami. Te medialne spektakle mają więcej wspólnego z âŸpogańskimiâ igrzyskami, niż z jakąkolwiek religią. Czy różnią się one wiele od tak pogardzanych przez Krk imprez organizowanych przez kościół Moona?
Nieważne, co główny aktor takiego spektaklu mówi, nikt nie analizuje wypowiadanych przez niego słów i zdań. Zachodzi coś w rodzaju zbiorowej histerii. Najlepiej dowiódł tego przypadek z ostatniego wystąpienia JPII w Wielkanoc 2005 r. Chociaż nic nie mówił, bo nie mógł (ktoś czytał kartkę, ale chyba nikt go nie słuchał), reakcje tłumu były takie, jakby mówił. Oklaski, okrzyki âŸKochamy cięâ (w wersji angielskiej: âŸDżej-Pi-Tu, we love youâÂÂ). Skąd my to znamy? Tak samo reagował tłum na widok znanych piosenkarzy w latach 50. i 60. ub. wieku, takich jak Elvis Presley, Paul Anka, The Beatles. Egzaltowane panienki tym razem nie mdleją, ale płaczą.
W tej scenerii nie może być miejsca dla abstrakcyjnego Boga. W kulturze medialnej ktoś, kogo nie można pokazać na ekranie telewizora, nie istnieje. Nie jest zresztą nikomu potrzebny, gdyż bogiem (bożkiem, według Urbana) staje się sam główny aktor spektaklu.
Tak więc, śmierć JPII jest po prostu odbierana przez tłumy jako śmierć boga. Stąd też, nie dziwi uczucie dominującej pustki, jaka ogarnęła jego fanów. Ta pustka istniała już wcześniej, lecz nikt nie chciał jej dostrzec. Była zagłuszana okrzykami, oklaskami i śpiewami, krótko mówiąc stadnymi reakcjami tłumu. Jeżeli nowy papież nie okaże się równie medialny, będą się starali wypełnić tę pustkę pielgrzymkami do grobu âŸbogaâ lub do miejsc jego przebywania i innymi formami kultu, gdyż już uznano go za świętego.
Ale po pewnym czasie musi przyjść otrzeźwienie. Wtedy może dojść do rzeczy dla Watykanu zabójczych â schizmy oraz pojawiania się coraz większej liczby dysydentów, kwestionujących dogmaty, które zbyt długo były utrzymywane na siłę, takie jak celibat, zakaz antykoncepcji, kapłaństwo kobiet. Ale cóż â czy można było oczekiwać innego końca popreligii?
Wysłany: Nie Sty 31, 2010 10:14
Zaczynamy dziś okres liturgiczny zwany przedpościem. Nie wiem czy wiecie, ale jest to jedna z rzeczy, która łączy nas z... katolickimi tradycjonalistami! Bo Nowy Mszał KRK zniósł ten okres. Jedyną różnicą jest, że u nas kolorem liturgicznym w przedpościu jest zieleń, a u tradycjonalistów fiolet. Fioletu używa się chyba także w Luterańskim Synodzie Missouri.
Polecam do lektury ciekawy artykuł ze strony PE-A Świętej Trójcy w Warszawie
Ostatnia Niedziela po Epifanii kończy okres bożonarodzeniowy w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, jednak w tradycji polskiej zwieńczenie okresu świąt Narodzenia Pańskiego łączone jest nieraz ze Świętem Ofiarowania Pana Jezusa â Dniem Oczyszczenia Marii Panny (2 luty), obchodzonym również przez Kościół Ewangelicko-Augsburski. Zanim jednak znów rozpocznie się Czas Pasyjny (Wielki Post) w Dzień Pokuty i Modlitwy (Środa Popielcowa) w kalendarzu liturgicznym następuje krótki okres Przedpościa.
Przedpoście pochodzi z VI wieku z obszaru chrześcijaństwa wschodniego. Na Zachodzie niedziele przedpostne zadomowiły się dzięki mnichom z klasztorów galijskich, a potwierdzone zostały przez synody w Agde (506) i w Orleanie (511).
Przedpoście trwa 17 dni i obejmuje trzy niedziele - SEPTUAGESIMAE - 70 dni, SEXAGESIMAE - 60 dni, Quinquagesimae - 50 dni. Kościół Ewangelicko-Augsburski zachował łacińskie nazwy niedziel przedpostnych oraz tradycję starego kalendarza liturgicznego, podkreślając tym samym, że Reformacja nie była wyłomem w historii Kościoła, ale odnową życia Kościoła Jezusa Chrystusa zgodnie ze świadectwem Ewangelii w łączności ze starożytnym dziedzictwem chrześcijaństwa.
Nazwy niedziel pochodzą prawdopodobnie od czasu przygotowań do Wielkanocy, który mógł trwać od 70 do 50 dni przed świętowaniem Zmartwychwstania Pańskiego. Ostatnia z niedziel przedpostnych, a więc Quinquagesimae nazywana jest w luterańskim kalendarzu liturgicznym ESTOMIHI od pierwszych słów łacińskiego introitu z Psalmu 71,3 (por. introit 26): "Esto mihi Deum protectorem ..." tj.: "Bądź mi skałą schronienia, Boże...".
Niedziele Przedpostne koncentrują się głównie na tematyce prawdziwego postu oraz na świadkach wiary z Pierwszego Testamentu. Liczby znajdujące się w nazwach niedziel przedpostnych nie odzwierciedlają zawsze faktycznego czasu, jaki pozostał do Wielkanocy â mają one przede wszystkim wymiar symboliczny wpisany w rytm biblijnej narracji dziejów zbawienia - i tak np. Niedziela Septuagesimae (70) symbolizuje 70-letnią niewolę Izraela (por. Jr 25,11). Kiedy dokładnie przyjrzymy się sposobowi liczenia niedziel w liturgii, zobaczymy, że brakuje całego tygodnia do liczby 70. Liturgiści tłumaczą tę różnicę tym, że dawniej obchodzono jeszcze oktawę po Wielkiej Nocy i wówczas ilość dni od Niedzieli Septuagesimae do końca oktawy wynosiłaby rzeczywiście 70.
Między Niedzielą Estomihi (50 dni od Wielkanocy) a Septuagesimae jest jeszcze Niedziela Sexagesimae (60 dni), jednak nazwa tej niedzieli nie pokrywa się z kartkami w kalendarzu i można przyjąć, że nazwa została nadana dla utrzymania âÂÂliturgicznej logikiâ niedziel. Niedziele przedpostne mają również swoje staropolskie nazwy: Starozapustna, Mięsopustna, Zapustna.
Barwą liturgiczną niedziel przedpostnych jest kolor zielony, symbolizujący życie oraz ziarno siewu Słowa Bożego.
Ekhm… Ja chciałam powiedzieć, że sam widok długości tekstu B przy zestawieniu z takim tematem przerażał i zniechęcał. Za to jak już zaczęłam czytać, to miałam głupawkę pierwszorzędną. Dawno się tak nie uśmiałam. Dziękuję obu Autorkom za wspaniałą rozrywkę.
Pomysł:
A – 2,7
B – 0,3
Pomysł w tekście A jest totalnie obłąkany. Ja wiem, że wymogi tematu spełnia średnio, ale od tego jest osobny punkt. Sam pomysł nie jest może wybitny, ale niesie głębokie przesłanie. Bo czy ktoś kiedyś wpadł na pomysł nawrócenia drzew? A jeśli one czują się pominięte? Wysyłamy misje do Australijczyków, Brazylijczyków, Argentyńczyków, ba, nawet do Francuzów, a o drzewach nikt nie pomyślał. Zastanawiam się, czy nie napisać w tej sprawie do Watykanu. Nie wysłałam papieżowi kartki na Wielkanoc, to może nadrobię to teraz? No i ta cała sprawa z dzieckiem. No bo jak kobieta może nie pamiętać, że urodziła dziecko? Jeśli nie pamięta, to znaczy, że nie urodziła. I egzystencjalny problem: kto jest matkiem jej dziecka, przeszkadza jej w pełnieniu życiowego powołania, jakim jest nawracanie zbłąkanych dusz drzew. Ech, aż polubiłam Hermionę.
Tekst B, cóż, ja wiem, że się Autorka starała, co widać po ilości literek, ale naprawdę, droga Autorko, ilość literek nie gwarantuje dobrego tekstu. Ani nawet dobrego pomysłu! (Możesz to sobie powiesić na ścianie.) Cóż, pomysł, niestety, nie zachwyca. No bo jak mogę się rozpływać nad akcją, w której mamy jednego trupa w holu domu, którego nie odwiedzał od lat ośmiu, jako podejrzany o zamordowanie dyrektora Hogwartu (bo nikt nie wpadł na to, że należałoby zamki i zabezpieczenia wymienić), Hermionę śpiącą w kuchni na (z?) książce, Draconka porzuconego przez z Snape’a w sercu dżungli (a Bagira mi się od razu skojarzyła z Guenhwyvar) i opisy otoczenia, w których zgubiłby się najbardziej wytrwały tropiciel tajemnic? I brak logiki gratis.
Styl:
A – 2
B – 0
O, tutaj można by cały elaborat napisać. O tym, jak to Autorka tekstu B dokonała zamachu stanu i usiłowała zabić Literaturę. Ale każda walka wymaga ofiar. Autorka zabiła Styl. Biedny Styl podkulił ogon i uciekł z wrzaskiem, ale Autorka spokoju mu nie dała i rozwlekłymi, zagmatwanymi niemiłosiernie opisami, dobiła. Wstydź się, Autorko. Tu piszesz o misji w Brazylii – katolickiej misji! – a biedny Styl zabijasz. Ładnie to tak? Chyba jakąś bombę klawiatura-word wystrzeliłaś, a jak bomba wybuchła, to zasypała tekst mrowiem błędów. Och, a jakich tam błędów nie było? Trudno takie znaleźć. W każdym razie stylistyczne przerażają najbardziej. Zawiłość opisów przeraża, a dialogi są na poziomie trzylatków.
Autorko tekstu A, muszę Ci powiedzieć, że Twój styl także szczytem marzeń nie jest. Tekst jest nieco chaotyczny, ale właściwie poważniejszych błędów w nim nie ma. Podobają mi się porównania. O, porównania są wspaniałe. Znakomicie wpisują się w konwencję tekstu i pomagają stworzyć odpowiedni nastrój. No i jeszcze taki punkt, który jest w pojedynkach, czyli porównanie. W porównaniu z tekstem B, twój styl jest dużo lepszy. Ba, w ogóle JEST. Żyje!
Realizacja tematu:
A – 0,4
B – 0,6
No tak, tutaj się nie da inaczej, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. Tekst A nie spełnia jednego, jedynego warunku. Nie jest poważny. Chociaż z drugiej strony… Co ja o tym przesłaniu mówiłam? Sensacyjny i tajemniczy wątek jest, więc wszystko w porządku.
Tekst B spełnia warunki pojedynku. To znaczy prawie spełnia. Autorka z cała pewnością pisała ten tekst głęboko przeświadczona o jego powadze. Przykro mi niezmiernie, ale tekst mnie zabił (widzisz, Autorko, mówiłam, że jesteś zua, najpierw zabiłaś Styl, a potem mnie). Na śmierć. Umarłam na ciężki zakwik. I mam swoje teorie spiskowe. Bardzo spiskowe. Ale za te chęci dam ci troszkę więcej.
Kanoniczność:
A – 0,5
B – 0,5
Nie zaobserwowano. Tekst A zdecydowanie celowo pomija coś takiego jak kanon i nie mogę mieć mu tego za złe, biorąc pod uwagę przesłanie i parodystyczny charakter tekstu. Zresztą, Autorka, WIE.
Tekst B, hmm… Ci bohaterowie mieli być kanoniczni, tak? No to ich kanoniczność została zabita, podobnie jak Styl i ja (ja). A Bagira może być kanonem wszystkiego, tylko nie Harry’ego Pottera. Chyba że Rowling zmieni tytuł siódmego tomu na Harry Potter i Misja Katolicka.
Ogólne wrażenie:
A – 2,5
B – 0,5
Ogólne wrażenie leży sobie pod stołem od dobrych kilku godzin i wciąż kwiczy. Ogólne wrażenie, chciało przyznać tekstowi A wszystkie punkty, ale potem pomyślało, że przecież bardziej zabił go tekst B i należy to nagrodzić. Ogólne wrażenie chciało powiedzieć, że dość się rozwodziło o tekstach u góry i chyba więcej mówić nie musi. Ogólne wrażenie ma tylko jedną ogromną prośbę, żeby więcej nie łączyć Harry’ego Pottera (Hermiony Granger też) z misją katolicką. Ani panny Granger z książką. Ogólne wrażenie się wypowiedziało i idzie kwiczeć dalej. Było i jest trzeźwe.
RAZEM:
A – 8,1
B – 1,9
Nie czuję się zua. Czuję się zabita na śmierć i dziękuję za rozrywkę.
Ju