odchudzicsie
Brak słów, by nazwać to, co działo się w izbie porodowej Szpitala
Specjalistycznego w Zabrzu. Lekarz Jacek R. swoimi metodami przyjmowania
porodów spowodował kalectwo i śmierć noworodków. Dyrekcja szpitala długo nie
zwracała na to uwagi.
Katarzyna Konczelska rodziła przez 21 godzin. Akcja porodowa postępowała bardzo
wolno. Pani Katarzyna miała bardzo silne skurcze. Przyjmujący poród doktor
Jacek R. położył się na brzuchu kobiety i zaczął wyciskać dziecko.
- Po kilku takich próbach powiedział, że nie nadaję się do rodzenia i przeszedł
do pacjentki obok – mówi Katarzyna Konczelska. – Główka dziecka była już prawie
na wierzchu.
Dziecko pani Katarzyny na zawsze pozostanie kaleką. Dziewczynka ma
czterokończynowe porażenie mózgowe, nie potrafi przekręcić się na boki, sięgnąć
rączką do ust. Czekają ją długotrwałe zabiegi rehabilitacyjne.
W dniu dzisiejszym w Wiadomościach w TV POLSAT 2 występowały mamy poszkodowanych
źle przyjętych dzieci na świat podczas porodu. Pokazywano dzieci które
przyjmował pan dr. Pokazano te nieszczęśliwe dzieci, a ja na ich widok
popłakałam się. Przed kamerami wystąpiły panie: Mirosława Skroboń, Katarzyna
Konczelska, Katarzyna Dek oraz pani prokurator z Zabrza pani Aleksandra
Słowińska. Moje zdziwienie budzi fakt że po pierwszym a conajmniej drugim
nieudanym porodem nie odsunięto dr od wykonywanej pracy. Podobno nadal przyjmuje
pacjentki w swoim prywatnym gabinecie. Drogie Panie, ostrożnie.
Dzisiejsza prasa o Jacku R.
Strzeżcie się tego tego lekarza
To przez Jacka R., ginekologa z Zabrza, Ania (2 l.) i kilkoro innych dzieci do
końca życia będzie kalekami. Okręgowy Sąd Lekarski w Katowicach uznał winę
lekarza. Ale pozwolił Jackowi R. nadal wykonywać swój zawód.
- To ma być kara współmierna do tragedii, na jaką skazał moje dziecko?! - oburza
się Katarzyna Konczelska (27 l.) z Gliwic, mama Ani, która Jackowi R.
"zawdzięcza" kalectwo.
O wstrząsających "dokonaniach" Jacka R. pisaliśmy kilkakrotnie. Jacek R.
stosował przy odbieraniu porodów zakazaną metodę. Dzieci wypychał łokciem z
brzuchów ich matek. Co najmniej dwa maleństwa zmarły. Kilkoro zostało kalekami.
Kara na papierze
Ania doznała porażenia mózgowego. Nie mówi, nie potrafi wziąć do rączki zabawki
ani trzymać prosto główki. Wymaga ciągłej rehabilitacji.
Katarzyna Konczelska złożyła do Śląskiej Izby Lekarskiej skargę. - Lekarz został
uznany za winnego, dostał naganę - mówi Katarzyna Strzałkowska, rzecznik
Śląskiej Izby. Co oznacza taka kara? Nic, co Jackowi R. mogłoby popsuć dobre
samopoczucie. Odpis prawomocnego orzeczenia dołącza się na 3 lata do akt
osobowych lekarza. Lekarz traci też prawo do zasiadania w izbach
lekarskich.Szpitale do rejestru ukaranych dostępu nie mają. Ich dyrektorzy mogą
co prawda wystąpić o informacje o lekarzu, ale Jacek R. w szpitalu już nie
pracuje. Został zwolniony. Prowadzi prywatny gabinet.
Wygląda na to, że sąd i Izba Lekarska w Katowicach są głównie od tego, żeby
niedouczonym lekarzom broń Boże nie stała się krzywda. Kilka lat temu po
porodzie odbieranym przez Jacka R. dziecko zmarło. Izba zbagatelizowała sprawę.
A Sąd Okręgowy w Gliwicach uznał winę lekarza i nakazał szpitalowi wypłatę
odszkodowania.
Prokuratura zawiesi?
Do zabrzańskiej prokuratury trafiły już trzy sprawy przeciwko Jackowi R.
Prokurator rozważa, czy zawiesić Jackowi R. prawo do wykonywania zawodu.
artykuł pochodzi z Super Expressu
Copyright Media Express
wtorek, 21 lutego 2006
Lekarze oszukują by więcej wyciągnąć kasy
To przykre ale lekarze bardzo często fałszują kartoteki i wpisują fikcyjne
wizyty pacjentow aby tylko dostac kase.
Ich poziom wykształcenia jest niestety często zagrożeniem zdrowia i życia.
Jeszcze kilka tygodni temu w zabrzańskim szpitalu pracował doktor Jacek R. -
ginekolog. Każdego dnia przyjmował tam dziesiątki porodów. Nie było by w tym
nic dziwnego. Okazało się jednak, że doktor R. w swojej pracy stosuje
zakazane metody rodem z XIX wieku.
W wyniku jego działań dwoje dzieci umarło. Jedno do końca życia będzie
kaleką. Doktora nie spotkały jednak żadne konsekwencje. Co więcej - w centrum
Zabrza prowadzi prywatny gabinet.
Kiedy panie Mirosława, Katarzyna i Joanna zaszły w ciąże, nic nie zapowiadało
tragedii. Ciąże przebiegały bez żadnych zakłóceń. Dzień, w którym rodziły
swoje dzieci zmienił ich całe życie. Trafiły w ręce lekarza doktora R.
Okazało się, że ma on dość niekonwencjonalnie metody przyjmowania porodów.
- Błagałam go o cesarkę. Już nie miałam siły płakać. On powiedział, że nie.
Wtedy zaczął się na mnie kłaść. - opowiada pani Mirosława Skorboń, matka
nieżyjącej Oliwii.
- Skoczył mi na brzuch, zaczął łokciem wyciskać dziecko. Nie patrzył, czy mam
skurcz, czy nie, tylko po prostu cisnęli na chama. Byłam przekonana, że
zmiażdżą mi dziecko! - mówi Katarzyna Konczelska, matka okaleczonej Ani.
Metoda, jaką zastosował doktor, to tzw. "chwyt Cristellera". Polega na
uciskaniu przez lekarza łokciem na brzuch rodzącej kobiety. Ma to pomóc matce
w wypchnięciu dziecka na zewnątrz. Ale metoda ta od ponad 20 lat jest już
zakazana. Stwarza zbyt duże niebezpieczeństwo dla matek i dzieci.
Doktora Jacka R. od pracy nie odsunięto. Spokojnie przyjmował kolejne porody.
Otworzył także prywatny gabinet. W samym centrum Zabrza. Dzieci, których
poród odebrał Jacek R. okazały się ciężko chore.
Pani Mirosławie - mamie Oliwii - podczas porodu pękła macica. Nigdy już nie
będzie mogła mieć dzieci. Sprawa trafiła do Izby Lekarskiej. Ta jednak
lekarza uniewinniła.
Kiedy Jacek R. wrócił do pracy, pani Mirosława postanowiła szukać
sprawiedliwości na drodze sądowej. Powołano zespół niezależnych biegłych.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że pan doktor dopuścił się rażącego błędu.
Szpital zapłacił prawie 170 tys. zł odszkodowania, ale doktora nie zwolnił.
Jacek R. zaczął przyjmować kolejne porody.
Wraz za panią Mirosławą doniesienia do Izby Lekarskiej złożyły mamy Ani i
Kuby. Tym razem Izba przedstawiła doktorowi zarzuty. Oddzielne postępowanie
wszczęła też prokuratura. 1 listopada doktor R. sam zwolnił się ze szpitala.
W każdej chwili może jednak znaleźć pracę w kolejnym. Ciągle prowadzi też
swój gabinet.
Źródło:
interwencja.interia.pl/ekstra/news?inf=697555