odchudzicsie
Objechałam w tym roku plaże rumuńskie i bułgarskie i tyle mogę powiedziec, ze gdybym miała komuś którąś polecić to napewno byłyby to te bułgarskie. Ogóleni Rumunia jest super, rumuni są super, ale akurat plaz to noi za wiele nie mają, te które mają sa albo drogie (nawet bardzo) albo brudne (bardzo). W Bułgarii jest taniej i to sporo(nawet jeśli drożej niż iedyś jak ktoś tu już wspomniał), kwatery można znaleźć w sensownym standardzie w normalnych cenach, w Rumunii za kemping placiłam 35-40 zł za miejsce, trochę dużo, oczyuwiście wzszystko jest kwestią prorytetów, na dzikop można wszędzie, jeśli szukasz hoteli - za 25 złotych miejsce w pokoju 2 os w bułgarii - no problem. I to taki hotel hotel, nie pokój w mieszkaniu.
Poza tym w Bułgarii jest czyściej na plazach, jest tańsze jedzenie w knajpach, bardzo tani alkohol (nawet tańszy niż w rumunii) jesli kogoś to interesuje.
Rumunię polecam bardzo - ale wszystko od gór (karpat poludniowych) na północ - rewelacja.
w razie pytań - służę. Mam za sobą oba wybrzeża
pozdrowienia!
Dzi w Puszczy Kampinoskiej w rezerwacie Karpaty ze szlaku słyszałem dużo dzięciołów.
5 oznaczyłem jako dzięcioł duży 4m+1f, reszty nie udało się dostrzec bez schodzenia ze szlaku. Dodatkowo jeden kowalik, pełzacz i sporo sikor.
Niedaleko Zamczyska drogę przebiegły nam dwie sarny. Doszlimy do fajnego orodka Szkolenia Staży Pożarnej. Maj? wieżę obserwacyjn?, domki kempingowe, basen, boisko do kosza i nogi oraz merdaj?cego ogonem psa ochrony. W sam raz miejsce na wiosenny, weekendowy wypad do puszczy.
czytając dzisiejsze wspomnienia PAP o jego wędrowaniu przez RO do BG - skojarzyły mi się warunki noclegu w Sinaia - a była to połowa sierpnia 1995...
wyjechaliśmy wcześnie rano - tak jak tylko nam się udało z Czernomorca - i dotarliśmy jak zmierzchało pod Sinaia... było gdzieś około 19:30...
wiedza moja wtedy była zerowa...
ale miałem wtedy tradycję wyszukiwania noclegów na kempingach, zasadniczo mnie nie zawodziła...
widząc na "przedmieściach" Sinaia symbol kempingu - zjechałem - z drogi i zaparkowałem niedaleko recepcji...
trochę odczekaliśmy aż "pani" recepcjonistka wróci z przydzielania komuś kolejnego bungalowu...
wiadomość była pocieszająca - jest wolny domek - cena bodajże 20 DM...
zmrok akuratnie zapadł... miałem za sobą prawie 14 godzin jazdy... wyczerpującej... po przecież przecierałem szlak...
decyzja szybka - bierzemy bungalow w ciemno - paszporty w depozyt - płatność z góry - klamka zapadła - pani nie musi nas wprowadzić - kurza chatka czeka na nas o rzut beretem pionierskim...
wchodzimy - załamka - prawdziwa kurza chatka - dwie prycze - na skrzyni - wyrka - udające materac szmaty - druga szmata w charakterze przykrywadła...
odwrotu nie ma - robimy sobie posiłek - podróżowaliśmy wtedy z młodszym synkiem w wieku ca 13 latek, układamy się na początek z oddzielna, mamy jeszcze na skórze posmak upalnego lata ...
w nocy maryla przenosi się z materaca położonego na podłodze do mnie, ZZIIMMNNOO !!... razem na pewno CIEPLEJ !!
temperatura spada chyba do poziomu ca 4 st. C...
jak świta - idę się odlać - obok w dacii śpi jakiś człowiek - szyby zaparowane - spoglądam - śpi w czapce narciarskiej na głowie...
nie możemy się doczekać ranka, wstajemy, mocna rozgrzewka, w termosie była już zrobiona wieczorem herbata i kawa...
wszak Sinaia ma klimat Zakopanego... także i latem...
góry - Karpaty rumuńskie pokazują swoje pazury...
uciekamy stamtąd gdzie pieprz rośnie - eee... - tam gdzie papryka - czyli do Maqgyarlandu...
ale o tym w następnym odcinku...
śniadanko to chlebek z mielonką...
schłodzoną w menażce pamiętającej moje PRLskie harcerstwo - wypłenionej wodą... prawdopodobna temperatura - ca plus 4 st. C...
nieśmiertelna grzałka, która przemierzyła ze mną "świat" od Mongolii do Bułgarii dała nam zawsze u nas dobrą herbatę...
pakujemy się i jedziemy...
przejeżdżając przez centrum Sinaia widzę budzące się z nocnego snu uliczki, pełne pensjonatów... zdaje mi się, że ceny u nich muszą być niebotyczne...
pierwsze promienie słońca około godz. 09:00 nagrzewają wnętrze naszej ładziny nadzwyczaj szybko...
luzuję się ...
na najbliższym parkingu - już w ciepełku słonecznym pijemy kawusię...
teraz spokojnie ciągniemy przez Karpaty...
cdn...
po dłuższej przerwie wykorzystanej na wklejanie starych fotografii powracam do opisu powrotu z pierwszego wyjazdu ( tego własnym autkiem ) do Bułgarii...
jechało się bardzo sympatycznie, drogi były pustawe - nawet wtedy - a była to niedziela ( albo 15 sierpnia ) bodajże - jest na drogach najluźniej....
gdzieś na wysokości Cluj Napoca ( trochę przed ) dostrzegam poloneza, malucha i fiata dukato - na PL rejestracjach...
przez pewien czas wzajemnie się wyprzedzamy, potem widzimy ich na parkingu...
głodniejemy...
bary przydrożne były wtedy rzadkością, ponadto - nawet jak widziałem - nie miałem do nich zaufania...
na kolejnym parkingu znów polska kolumna...
w Cluj zawijamy dom sklepiku spożywczego, kupujemy pieczywo i ... miód...
posiłkujemy się na parkingu i czekamy na polską ekipę bo umyśliłem się do nich dołączyć...
wreszcie są - jedziemy na końcu, w Cluju kolumna załapała się na niewłaściwy pas na skrzyżowaniu - przytrzymuję kolejkę - pozwalam naszym się przeformować...
za miastem przeskakuję fiata, jestem na trzeciej pozycji, bo paka tego pojazdu zasłaniała mi przestrzeń...
polonez prowadził tak inteligentnie, że umożliwiał maluchowi wyprzedzanie innych wolniejszych - głównie starych ciężarówek o nazwie bodajże "roman"...
na jakimś parkingu robimy konferencję, to znaczy ja się dołączam, wychodzi na to, że ze wzajemnym pożytkiem, kierowca poldka ma na zbyciu rumuńską walutę, którą szybko odkupuję, bo jeszcze przed granicą chcę dotankować... poimy nasze konie na stacji w Oradei...
a potem - olbrzymia kolejka do granicy - dojeżdżamy tam około 17stej z dobrymi minutami...
miałem jeszcze nadzieję po przekroczeniu granicy RO/HU podjechać do granicy HU/SK - wtedy odcinek SK pokonywałbym nocą, ale był mi trochę znany...
niestety, to były takie czasy, że musieliśmy u Rumunów odczekać do 22giej, Madziarzy byli szybsi, lecz i tak dojeżdżałem do Debreczynia około 23ciej... po drodze dojrzeliśmy jeszcze jakiś kemping - niestety - komplet...
wjeżdżamy do centrum miasta, kręcimy się szukając noclegu na miarę naszych pieniążków, zacząłem nawet kalkulować nocleg w autku na jakiekjś tankszteli...
przejeżdżamy obok jakiegoś pensjonatu, zatrzymuję się i z rozpędu wchodzę komuś do pokoju z ulicy - weranda była podobnie uksztaltowana jak wejscie do recepcji obok... w recepcji też nie mają dlam mnie miłej wieści...
wreszcie jest - widzę napis - Thermal Camping - wjeżdżamy na mocno świetlony plac - idę do recepcji...
młody chłopak nawet polskie słowa łapal - tak jest bungalow - tyle, że 4 osobowy - niech będzie - a ile - 20 DM za całość... bierzemy z radochą i podjeżdżamy pod samą budę pilotowani przez recepcjonistę...
otwieramy drzwi i lekko nas muruje - są dwie wersalki i jedna piętrówka, czyściutka - pachnąca pościel, ręczniki, mydełko...
a my śmierdzący 2 dniową podróżą, zapoceni...
jedną ręką szykujemy sobie posilek, równocześnie idziemy pod natrysk - a tam cieplutka woda - prosto z term o czym świadczył charakterystczny aromat wody...
walimy się spać, do dzisiaj mam zapamiętany zapach tej pościeli...
w porównaniu do gorzej niż więziennej celi z poprzedniego parkingu rumuńskiego...
i za tą samą cenę !!
rankiem szybko idę do recepcji - telefonuję do firmy proszę o dodatkowy dzień urlopu...
przed południem wyjeżdżamy, żałuję, ale i wtedy i później nie było nam dane zaznać przyjemności kąpieli w tamtejszych termach, choć nie jeden raz przejeżdżałem przez Debreczyn z myślą zanocowania...
droga do kraju coraz smutniejsza - coraz chłodniej, jeszcze przed granicą słowacką wychodząc z autka musieliśmy wkładać sweterki...
i tak zakończyła się nasza pierwsza samochodowa wyprawa do BG - w roku Pańskim 1995...
http://www.travelforum.pl/images/icons/icon10.gif...http://www.travelforum.pl/images/icons/icon10.gif